Furtką jest tzw. opłata legalizacyjna. Przed skorzystaniem z tej opcji trzeba jednak dobrze przemyśleć strategię. A jak bardzo opłakane w skutkach mogą być nieprzemyślane decyzje, potwierdza jeden z najnowszych wyroków Naczelnego Sądu Administracyjnego.
Pogrzebana szansa
Sprawa dotyczyła rozbudowanego bez pozwolenia zakładu przetwórstwa i uboju indyka. Nadzór budowlany odkrył samowolę i ustalił opłatę za jej legalizację. Rachunek okazał się słony, bo opiewał aż na 375 tys. zł. Właścicielka samowoli, która na uiszczenie opłaty miała siedem dni, nie zapłaciła jej. W tej sytuacji organy nadzoru budowlanego wydały decyzję o nakazie rozbiórki nielegalnej części zakładu.
Kobieta zakwestionowała zarówno rozstrzygnięcie dotyczące wysokości opłaty legalizacyjnej, jak i sam nakaz rozbiórki. Oba spory jednak przegrała prawomocnie przed sądami administracyjnymi.
Czytaj więcej
Samowola budowlana nie ulega przedawnieniu, a nowelizowane przepisy wcale nie sprzyjają budowie na skróty.
Wtedy – po latach – wystąpiła o umożliwienie jej wpłaty 375 tys. zł. Tłumaczyła, że gdy dostała postanowienie o opłacie legalizacyjnej, nie miała tylu pieniędzy. Teraz jest gotowa uregulować należność z własnych środków i częściowo z kredytu. Próbowała także wnosić o przywrócenie terminu do wniesienia opłaty i o rozłożenie jej na dwie raty. Nic to już jednak nie dało.