W I kwartale br. w sześciu największych aglomeracjach deweloperzy sprzedali ponad 11 tys. mieszkań, o 34 proc. więcej kwartał do kwartału. To drugi kwartał odbicia od dna. W IV kwartale zastanawialiśmy się, czy to nie było tzw. odbicie zdechłego kota. Wynik za I kwartał pokazuje, że chyba jednak nie. Z czego się bierze ten wzrost sprzedaży?
Poza tym, że mamy 35-proc. wzrost kwartał do kwartału, sprzedaż jest też wyższa niż w I kwartale 2022 r. Na rynek powrócił optymizm, deweloperzy mówią o bardzo wyraźnym ruchu w biurach sprzedaży na wszystkich sześciu rynkach, szczególnie w Warszawie i Krakowie.
Jest kilka czynników, które za to odpowiadają. Zacznę od tego, co miało najmniejsze znaczenie: słysząc o „Bezpiecznym kredycie”, część klientów dokonywała wcześniejszej rezerwacji, ten efekt będzie wyraźniejszy w II kwartale. Po drugie, w lutym Komisja Nadzoru Finansowego obniżyła bufor ostrożnościowy przy badaniu zdolności kredytowej, czego efekt widzimy we wzroście wniosków kredytowych.
Największa grupa kupujących to ta, która miała największą obawę o to, że przy ograniczonej ofercie i ograniczonej liczbie rozpoczynanych inwestycji przez deweloperów ceny mogą iść w górę. Po części już widzieliśmy to w I kwartale: na większości rynków ceny mieszkań w ofercie były o 2–3 proc. wyższe niż w II kwartale. Była więc taka grupa osób, kupująca głównie za gotówkę, która decydowała się na na nabycie mieszkań na własne potrzeby lub inwestycyjnie.
Czy obawy są uzasadnione? Z jednej strony widzimy statystyki: deweloperzy sprzedają więcej, niż wprowadzają do oferty, na nich „Bezpieczny kredyt” nie działa tak stymulująco jak na popyt. Z drugiej strony na koniec marca w ofercie było 44 tys. mieszkań – co nie jest wcale niskim poziomem chociażby rok do roku...