Umów o kredyty we frankach na koniec ub.r. było niespełna 428 tys. Spłacało je 745 tys. osób; to głównie małżeństwa. Fala pozwów ruszyła w 2019 r. Zbierane „ręcznie" miesięczne statystyki pokazują, że ok. 90 proc. ostatnich wyroków jest dla klientów korzystnych. Wojciech Orzechowski, inwestor i deweloper, mówił niedawno na naszych łamach, że na rynku pojawiają się mieszkania oferowane przez osoby, które wygrały procesy.
Smutne transakcje
Pośredniczka Joanna Lebiedź, ekspertka Polskiej Federacji Rynku Nieruchomości (PFRN), zauważa, że spektakularny wysyp „pofrankowych" mieszkań był zauważalny w latach 2012–2016, zanim jeszcze klienci mogli liczyć na wygrane czy negocjacje z bankiem. – W tamtym czasie mieliśmy „smutne" transakcje ludzi zmuszonych do sprzedawania mieszkań czy domów, ponieważ kryzys zbiegł się ze spadkiem cen nieruchomości oraz ze wzrostem kursu franka – mówi Joanna Lebiedź. – Największy skok rat odnotowano w czarny czwartek 15 stycznia 2015 r.Frank z 3,54 zł wskoczył na 5,19 zł. Klienci, którzy zaciągając kredyt, mieli ratę np. 1,5 tys. zł, stanęli w obliczu konieczności spłacania po 3–4,5 tys. zł, a momentami nawet więcej.
Pośredniczka mówi o „absolutnych ludzkich dramatach". – Z bankami nie było żadnej rozmowy, a zaległość dwóch miesięcznych rat stawiała kredyt do natychmiastowej wymagalności – przypomina. – Bank wypowiadał umowę, żądając spłaty całości kredytu i odsetek umownych. Niektórzy w tym samym czasie stracili pracę. Sprzedawane nieruchomości miały uratować klientów przed egzekucjami komorniczymi bądź licytacjami nieruchomości. W skrajnie niekorzystnych przypadkach wzrost kursu franka i spadek cen sprawiał, że „wartość rynkowa" mieszkania kupionego np. w 2008 r. za 550 tys. zł, w 100 proc. na kredyt, w 2011 r. wynosiła ok. 350 tys. zł, a zadłużenie wobec banku wzrosło do 950 tys. zł. Sprzedaż nieruchomości w przypadku natychmiastowej wymagalności i tak nie zaspokoiłaby banku.
Sprawy zaczęły trafiać na wokandy w latach 2015–2016. – Początkowo z nikłą wiarą w sukces, ale kilka ruchów społecznych wspomagało frankowiczów, polecając im kancelarie obsługujące klientów frankowych w postępowaniach zbiorowych bądź indywidualnych – mówi pośredniczka. – Pierwsze wygrane z bankami w II kw. 2016 r. dały nadzieję na powodzenie. Pozwy ruszyły lawinowo. W 2020 r. odnotowano ponad 1 tys. prawomocnych wygranych spraw.
Jednocześnie, jak mówi ekspertka PFRN, rynek nieruchomości znacznie się ożywił. – W 2016 r. można było już mówić o stopniowym powrocie do cen sprzed kryzysu lat 2008–2009 – przypomina. – Kurs franka się ustabilizował i spadł do poziomu ok. 4 zł. Raty były mniej dotkliwe, a ceny sprzedaży wyższe. Dziś nie ma wysypu mieszkań „pofrankowych", co wynika po pierwsze ze spadku kursu franka, po drugie ze wzrostu cen, a po trzecie – z coraz większej elastyczności banków w renegocjowaniu umów o kredyt.