Zły nastrój może być dobry

Zgryzota też jest człowiekowi potrzebna do szczęścia – przekonują specjaliści zajmujący się zdrowiem psychicznym. Pomaga uczyć się na własnych błędach i sprawia, że czujemy motywację do wprowadzania zmian w swoim życiu

Aktualizacja: 16.01.2009 01:15 Publikacja: 15.01.2009 18:02

Okazując smutek, dajemy sygnał członkom naszej społeczności, że potrzebujemy ich pomocy

Okazując smutek, dajemy sygnał członkom naszej społeczności, że potrzebujemy ich pomocy

Foto: Corbis

Kiedy w połowie XX wieku na rynku pojawił się pierwszy lek antydepresyjny, jego producent nie wierzył, że przyniesie duże zyski. Wydawało się wówczas, że grupa potencjalnych nabywców nie jest duża. Tymczasem z początkiem nowego wieku tylko w Stanach Zjednoczonych rynek leków na zły nastrój miał wartość 7 mld dolarów. Wcześniej, w latach 1987 – 1998, liczba osób stosujących antydepresanty wzrosła trzykrotnie.

Pojawienie się możliwości leczenia chorobliwego smutku sprawiło, że stał się on stanem niepożądanym. Tym samym wpadanie w dołki psychiczne zaczęło być równoznaczne z poniesieniem życiowej klęski.

Dzisiaj rośnie liczba psychiatrów i psychologów, którzy wzywają do opamiętania. Ostrzegają przed tendencją leczenia antydepresantami zwykłego stanu przygnębienia. A przecież – jak przekonują – on też jest człowiekowi do życia potrzebny.

– Jeśli coś jest głęboko zakorzenione w naszej naturze, to widocznie ma sens. W przeciwnym razie w drodze ewolucji byśmy tę cechę utracili – uważa Jerome Wakefield, profesor nauk społecznych na Uniwersytecie w Nowym Jorku, współautor książki pt. "Utrata smutku. W jaki sposób psychiatria przeobraziła przygnębienie w zaburzenie depresyjne".

Innymi słowy, to właściwość pożądana z ewolucyjnego punktu widzenia. Według jednej z teorii wykształciła się jako istotny element ludzkiej strategii samoobrony. W końcu okazywanie przygnębienia jest dobrze widziane także u innych ssaków naczelnych. Szympans, który nie usunie się w cień, po tym jak zostanie zdominowany w stadzie przez innego samca, może narazić się na niebezpieczeństwo ze strony swojego byłego konkurenta.

Wakefield uważa, że wśród ludzi smucenie się również ma pragmatyczne znaczenie: pomaga bowiem uczyć się na błędach. – Jedną z funkcji silnego odczuwania negatywnych emocji jest niemożność normalnego funkcjonowania. A to daje szansę, by przez chwilę skoncentrować się na czymś innym – tłumaczy naukowiec. Na czym? Na wyciąganiu wniosków ze swojego postępowania. Z tego, że zachowaliśmy się zbyt arogancko wobec innych.

O istnieniu jasnych stron smutku przekonany jest również Paul Keedwell, psychiatra z Cardiff University w Wielkiej Brytanii. – Jego manifestowanie jest formą komunikacji – tłumaczy. – Poprzez okazywanie smutku dajemy sygnał członkom społeczności, że potrzebujemy wsparcia.

Na korzyść chandry przemawia także przekonanie, że jest ona nieodłącznie związana z kreatywnością. Nie brakuje przecież przykładów wielkich malarzy, pisarzy czy muzyków, którzy cierpieli z powodu depresji lub choroby afektywnej dwubiegunowej, np. Vincent van Gogh. Z oczywistych względów trudno byłoby poddać ich badaniu w tym kierunku, które spełniałoby jeszcze wymogi naukowej metodologii.

Niemniej udało się naukowcom udowodnić, że osoby, u których pojawiają się nastroje depresyjne, lepiej sobie radzą z wykonywaniem kreatywnych zadań. Dokonała tego para naukowców z Uniwersytetu Harvarda: Modupe Akinola i Wendy Berry Mendes.

– Zbyt wiele szczęścia sprawia, że ludzie nie mają chęci i motywacji do dokonywania zmian w życiu, które z perspektywy czasu mogłyby przynieść im korzyści – tłumaczy Paul Keedwell. Ale przytępić wolę zmian może także leczenie stanów przygnębienia. Poza tym dawanie antydepresantów ludziom, których rzeczywisty problem leży gdzie indziej – na przykład w złych relacjach interpersonalnych – pozwala im dalej trwać w tym stanie, zamiast go naprawić – podkreśla psychiatra.

Dlaczego osoby doświadczające smutku tak chętnie sięgają po leki? Czy podobna terapia jest im istotnie potrzebna? Postanowił to sprawdzić dr Richard Kravitz z Uniwersytetu Kalifornijskiego. W tym celu wysłał do gabinetów lekarskich aktorów. Połowa z nich udawała, że cierpi na depresję. Ci, którzy prosili o lek antydepresyjny, częściej go otrzymywali niż ci, którzy nie zgłaszali takiej potrzeby. Co ciekawe, działo się tak nawet wówczas, gdy nie skarżyli się na odczuwanie chorobliwego przygnębienia.

[ramka][b]To tylko chandra czy już depresja[/b]

Oto prosty test, który pomoże określić, co nam dolega. Jeśli pięć z poniższych symptomów utrzymuje się przez co najmniej dwa tygodnie, może to oznaczać depresję:

– obniżony nastrój,

– spadek zainteresowania lub zadowolenia z wykonywania normalnych czynności,

–zmniejszenie apetytu, utrata wagi,

bezsenność lub nadmierna senność,

– zmęczenie, brak energii,

– poczucie utraty wartości, trudności z koncentracją,

– objawy somatyczne, tj. nadmierna potliwość,

– myśli samobójcze.

Nie dotyczy to osób, które w wyniku śmierci lub rozstania straciły niedawno kogoś bliskiego.

[i]źródło "New Scientist"[/i][/ramka]

Kiedy w połowie XX wieku na rynku pojawił się pierwszy lek antydepresyjny, jego producent nie wierzył, że przyniesie duże zyski. Wydawało się wówczas, że grupa potencjalnych nabywców nie jest duża. Tymczasem z początkiem nowego wieku tylko w Stanach Zjednoczonych rynek leków na zły nastrój miał wartość 7 mld dolarów. Wcześniej, w latach 1987 – 1998, liczba osób stosujących antydepresanty wzrosła trzykrotnie.

Pojawienie się możliwości leczenia chorobliwego smutku sprawiło, że stał się on stanem niepożądanym. Tym samym wpadanie w dołki psychiczne zaczęło być równoznaczne z poniesieniem życiowej klęski.

Pozostało jeszcze 86% artykułu
Nauka
"Ogromne konsekwencje" decyzji Donalda Trumpa. Wstrzymane badania nad HIV i malarią
Materiał Promocyjny
Przed wyjazdem na upragniony wypoczynek
Nauka
Naukowcy: Olbrzymi podwodny wulkan może wybuchnąć przed końcem 2025 roku
Nauka
Nowy gatunek ptasznika australijskiego. Naukowcy radzą: nie dotykać
Nauka
Badacze odbyli „podróż” do wnętrza Ziemi. Natknęli się na coś nieznanego
Nauka
Tajemniczy wulkan, który ochłodził klimat Ziemi. Naukowcy wreszcie go zlokalizowali