Inżynierowie BP mieli świadomość, że stan techniczny urządzeń platformy pozostawia wiele do życzenia, jednak nikt ich o to nie zapytał.
Popełniono błędy w komunikacji, procedurach, a nawet konstrukcyjne — tak można streścić główne tezy szczegółowego raportu specjalnej komisji powołanej do zbadania przyczyn tragedii, w której zginęło 11 osób. Wybuch platformy Deepwater Horizon w Zatoce Meksykańskiej w kwietniu ubiegłego roku doprowadził też do największej katastrofy ekologicznej w historii USA. Przez kilka miesięcy, mimo użycia wszystkich dostępnych środków, nie udawało się zatamować wycieku ropy i skażenia środowiska.
- Smutny fakt jest taki, że to była katastrofa, której można było bez trudu uniknąć — napisał w oświadczeniu pracujący jako doradca komisji Fred Bartlit. — Prawdziwą przyczyną były błędy w zarządzaniu.
Przed wybuchem mechanizmy platformy testował inżynier BP, którego zadaniem było zbadanie niepokojących wyników pomiarów ciśnienia. „Gdyby ktokolwiek zapytał go o zdanie, lub zapytał jednego z wielu ekspertów, do tego wybuchu by nie doszło” — twierdzą autorzy raportu. Według dokumentu załoga platformy źle zinterpretowała wyniki. Eksperci BP już po wybuchu stwierdzili, że gdyby ktokolwiek pokazał im te dane, prawdopodobnie wszczęliby alarm. Tak się jednak nie stało.
Komisja miała również zastrzeżenia do wykonania elementów cementowych przez koncern Halliburton. Podobno szefowie BP zdawali sobie sprawę z wad od lat, jednak nie zareagowali. Inżynierowie Halliburtona mieli użyć mieszanki, o której nie wiadomo było wówczas, czy jest stabilna. Ponadto, dochodzenie wykazało, iż obszar pierwotnego wycieku, który doprowadził do eksplozji na platformie, „niemal na pewno” miał być zabezpieczony cementem Halliburtona, który najwyraźniej nie wytrzymał ciśnienia. Sformułowano również listę oskarżeń pod adresem firmy Transocean, która na zlecenie BP wykonywała odwierty i zarządzała platformą. W jakiś sposób przegapiono obecność węglowodorów w szybie i całej instalacji, co doprowadziło do wybuchu.