Liczący prawie trzy dekady Wielkanocny Festiwal Ludwiga van Beethovena – jak wiele tej klasy imprez na świecie – ma pozycję i prestiż. Nie tylko zresztą w Polsce. Jednocześnie wszedł w wiek niebezpieczny, w którym festiwale tej rangi szczycą się wzbogacaną przez lata tradycją, ale jeśli nie są dość otwarte na nowe pomysły, popadają w rutynę powtarzalności. Zaczynają przypominać doroczne spotkania rodzinne, na których zbierają się bliżsi i dalsi krewni, a my doskonale wiemy, co każdy z nich będzie opowiadał przy świątecznym stole. Bywa to bardzo miłe, ale jest przewidywalne.
13-letnia Clara Schumann napisała koncert
W tegorocznym wieczorze inauguracyjnym świetna skrzypaczka Arabella Steinbacher zagrała z Sinfonią Varsovią pod dyrekcją Jacka Kaspszyka koncert Beethovena i trudno było nie poddać się urokowi tej muzyki. Nie tylko dlatego, że artystka ma do dyspozycji pięknie brzmiący instrument Stradivariusa, ale zinterpretowała ten utwór szlachetnie, z bezbłędną intonacją i wewnętrznym spokojem, bez emocjonalnych porywów.
Czytaj więcej
W Brukseli Karol Marks pod rękę z Leninem i Lechem Wałęsą prowadzą na barykady młodych buntowników śpiewających Verdiego. A dzieje się to w spektaklu, który stworzył w najważniejszym belgijskim teatrze La Monnaie Krystian Lada.
A jednak bardziej ożywcze, by nie powiedzieć, zaskakujące, okazało się następnego wieczoru spotkanie z Beatrice Raną. Pozostaliśmy w klimacie epoki, ale zamiast jednego z wielkich dzieł fortepianowych XIX wieku włoska pianistka zaproponowała polskiej publiczności koncert skomponowany przez Clarę Schumann.
Była wielką indywidualnością europejskiego romantyzmu, ale żyła – także i z własnej woli – w cieniu sławnego męża. Koncert fortepianowy zaczęła pisać, mając 13 (!) lat. Nawet jeśli nie powstało arcydzieło, warto posłuchać, jak Clara Schumann inspirowała się koncertami Chopina, a przy tym miała własne, oryginalne pomysły. Środkowej części swojego utworu nadała formę nokturnu granego na fortepianie solo, do którego w pewnym momencie dołączyła wiolonczela.