Są już pierwsze efekty częściowego zwolnienia w październiku Orange Polska z regulacji przez Urząd Komunikacji Elektronicznej, czyli regulatora telekomunikacyjnego rynku. Telekom obniżył ceny Neostrady tam, gdzie został uwolniony, a telewizje kablowe – jego najwięksi konkurenci – wracają do ofert internetu wolniejszego, ale za to tańszego niż 60 zł.
Problem ?z kosztem łącza
Za sprawą decyzji regulatora Orange obniżył ceny stacjonarnego dostępu do internetu w 76 gminach kraju zamieszkanych przez ok. 25 proc. Polaków, w tym w kilku największych miastach: Warszawie, Wrocławiu, Katowicach, Łodzi czy Sopocie i Gdyni. W ramach akcji nazwanej „Geopromocja" Orange proponuje mieszkańcom „uwolnionych" gmin jedną wysokość abonamentu, niezależną od prędkości Neostrady: 39,90 zł miesięcznie w umowie na dwa lata.
To o 9,1 zł taniej (ok. 18 proc.) niż dotychczasowa podstawowa usługa (do 10 Mb/s) telekomu w standardowej ofercie. Natomiast w porównaniu z usługą o wyższych prędkościach (np. takich do 20 Mb/s i do 80 Mb/s) cena jest o ok. 20 zł, czyli ok. 33 proc., niższa.
Taka oferta byłaby bezkonkurencyjna, gdyby nie jedno ale. Wbrew przewidywaniom telekom nie zrezygnował z tzw. opłaty za utrzymanie łącza (płaci się ją, jeśli na linii nie działa telefon stacjonarny – red.). – To decyzja biznesowa, wynikająca z realnych kosztów utrzymania łącza – przekonuje Wojciech Jabczyński, rzecznik Orange. Szerzej nie komentuje.
Kablówki nie śpią
W efekcie klienci, którzy nie mają telefonu stacjonarnego w Orange, muszą się liczyć z dodatkowym kosztem. To 29,40 zł miesięcznie bądź 21 zł miesięcznie, jeśli zdecydują się na opcję zawieszenia linii telefonicznej, nie rezygnując z niej. W sumie Neostrada dla osób nieużywających telefonu stacjonarnego to na uwolnionych obszarach koszt 60 zł miesięcznie.