Internetowe wideo czasy świetności przeżywa na całym świecie, czego skutkiem będzie niebawem start kolejnego giganta tego typu, tym razem w... Chinach.
Swój serwis (Tmall Box Office, w skrócie – TBO) chce tam uruchomić w ciągu dwóch najbliższych miesięcy e-handlowy gigant – Alibaba, który liczy, że uda mu się stworzyć chiński odpowiednik Netfliksa.
Chińczycy pozazdrościli Amerykanom
Pewną przeszkodą może być w planach Alibaby to, że Chińczycy nie mają zwyczaju płacić za treści w sieci. Liu Chunning, szef cyfrowego departamentu w Alibabie zapowiedział, że portal będzie oferował część materiałów za darmo w zamian za oglądanie reklam, ale gros jego treści trafi jednak na płatną platformę.
Eksperci są sceptyczni, bo Chińczycy w ogóle nie są przyzwyczajeni do płacenia za internetową rozrywkę. – Wszystko zależy od zaoferowanych tam treści. Chińczycy nie mają zwyczaju płacić za treści w sieci, więc taki serwis musiałby zapewnić bardzo ekskluzywne lub lokalne treści, by zmobilizować ludzi do płacenia za nie - komentował dla „The Financial Times" Lu Jingyu, analityk w pekińskiej firmie doradczej iResearch.
Sam gigantyczny chiński rynek serwisów wideo między tym i 2019 r. wzrośnie według najnowszych prognoz PwC z 1356 mln dol. do 291 mln dol. A Digiotal TV Research zakłada, że rok później dobije wręcz aż do 2,8 mld dol. i stanie się czwartym co do wielkości na świecie rynkiem tego rodzaju usług. Do tego dochodzą ekspansywne plany amerykańskiego Netfliksa, który sukcesywnie dołącza do swojego portfolio kolejne kraje, choć na koniec I kwartału miał już ponad 62 miliony użytkowników (przy ok. 57 mln na koniec 2014 roku), w tym 59,6 mln płacących za dostęp do jego zasobów. W marcu Netflix ruszył w Australii i Nowej Zelandii, w dalszej części roku planuje start na kolejnych nowych rynkach, w tym w Japonii.