W ostatniej dekadzie polska literatura miała dwa mocne filary – kryminał i reportaż. Pierwszy karmił się fikcją, a drugi prawdą. W czasach pozacieranych gatunkowych granic okazuje się, że dwa pozornie sprzeczne światy można połączyć. Tym bardziej że wzmianka „oparte na faktach" jest znakomitym hasłem reklamowym.
O efektach tego eksperymentu można się przekonać, czytając dwie książki, które w ostatnich tygodniach trafiły do księgarń. Pierwsza to „Umarli mają głos" Marka Krajewskiego. Oprócz nazwiska wrocławskiego pisarza na okładce widnieje również nazwisko Jerzego Kaweckiego, medyka sądowego z wieloletnią praktyką, który opowiedział Krajewskiemu makabryczne historie z sekcyjnego stołu, a autor „Śmierci w Breslau" przekuł je w literacką formę.
Inną drogą poszło wydawnictwo Od Deski do Deski, które zapoczątkowało serię zatytułowaną – a jakżeby inaczej – „Na F/aktach". Dotychczas ukazały się w niej dwie powieści: „Preparator" Huberta Klimko-Dobrzanieckiego oraz najnowsza „Inna dusza" Łukasza Orbitowskiego. Obydwie wzięły za kanwę prawdziwe zbrodnie znane z prasy. Zbeletryzowana historia zabójstwa Andrzeja Zauchy napisana przez Janusza Leona Wiśniewskiego ma być następną powieścią z tego cyklu.
Krajewski z Kaweckim pokazują w swojej książce, że nawet przyziemne i nieskomplikowane historie można opowiedzieć w sposób zajmujący. Na kartach książki „Umarli mają głos" opisują 12 epizodów, które zaczynają się od znalezienia ciała denata. Krok po kroku poznajemy historię zbrodni, czasami nieprawdopodobnie głupiej lub przypadkowej.
O swojej nowej książce Krajewski tak mówi „Rzeczpospolitej": – Ludzie rzeczywiście zginęli w taki sposób, jak to opisałem. Trafili na stół sekcyjny do mojego przyjaciela Jerzego Kaweckiego, a on szukał w ich ciałach śladów, które skierowałyby policję na trop morderców i umożliwiły wskazanie sprawców.
Trochę fikcji
Pytany, czy często wypełniał białe plamy sądowych akt swoją wyobraźnią, odpowiada: – Jest tu i ówdzie trochę fikcji. Kiedy trzeba było zbudować odpowiedni punkt kulminacyjny, to czasami zdarzało mi się powoływać do życia jakąś fikcyjną scenę, ale to są drobiazgi, i chcę potwierdzić z całą mocą, że nasze opowieści są prawdziwe.
„Inna dusza" sięga do wydarzeń z drugiej połowy lat 90. i głośnej sprawy bydgoskiego nastolatka, który zabił dwójkę swych rówieśników. Łukasz Orbitowski, pisząc „Inną duszę", spędził wiele dni w bydgoskim sądzie, robiąc notatki na podstawie akt sprawy. Jednak jak sam mówi „Rzeczpospolitej", w ogóle go nie interesuje, jak było naprawdę: