- Wiemy też, że 80 procent ludzi przechodzi to całkowicie bezobjawowo, a 20 proc. z objawami zapalenia płuc i ciężko, ewentualnie umiera. Chorują ciężko osoby, które mają wielochorobowość zwykle, bo zdrowe osoby rzadko chorują ciężko. I w tym kraju mamy prawie 9 mln ludzie powyżej 60. roku życia, a więc ludzi, którzy najprawdopodobniej mają różne schorzenia - mówił prof. Simon w TVN24, komentując czwarty etap znoszenia obostrzeń w Polsce.
Według danych Ministerstwa Zdrowia liczba zakażonych koronawirusem SARS-CoV-2 w Polsce wzrosła w sobotę do 23 571, liczba zgonów z powodu Covid-19 - do 1061. Choć od końca marca dzienna liczba nowych zakażeń ani razu nie spadła poniżej 200, a w ciągu ostatniego tygodnia średnio każdej doby potwierdzano prawie 380 nowych zakażeń, 30 maja rozpoczyna się w Polsce czwarty etap łagodzenia obostrzeń. Od tego dnia zasłanianie twarzy i nosa nie jest już wymagane pod gołym niebem oraz w miejscach, w których można zachować 2 metry dystansu od innych osób. Zniesiony zostaje też limit osób, które mogą jednocześnie przebywać w sklepach czy kościołach.
Prof. Simon nie zgodził się z niektórymi elementami luzowania obostrzeń, podkreślając jednak „zmęczenie społeczeństwa, niewątpliwą katastrofę gospodarczą i fatalny stan finansów państwa”. - Jednym z takich posunięć, wydaje się, akceptowalnym, jest zniesienie tego, co optowałem, żeby koniecznie nosić maski, bo to wprowadziły wszystkie normalnie myślące kraje - mówił.
- Natomiast zupełnie nie rozumiem - bo maski pozostają w sklepach, różnych innych miejscach - decyzji o otwarciu stadionów (dla kibiców). Przypomnę, że stadiony były przyczyną rozprzestrzeniania gigantycznej epidemii we Włoszech. Nie bardzo rozumiem koncentrację w jednym miejscu, jakim są kościoły - niech się ludzie modlą, ale może na zewnątrz. To była przyczyna epidemii, która była w Korei Płd. I nie bardzo rozumiem tego posunięcia - to już zupełnie abstrakcyjne i tu się narażę z kolei branży weselnej - wesel bez ograniczeń. Wiadomo, jak nasze wesela wyglądają. Przecież tam też przyjdą rodzice, dziadkowie, pradziadkowie, może ktoś takich ma. Ale czy wyjdą z tego żywi? - pytał lekarz.