Bono już tydzień temu nagrał „Let Your Love be Known", dedykując utwór Włochom dotkniętym przez wirusa. Gdy pandemia narasta, stworzył nową wersję „Sing for Life" z udziałem will.i.am i Jennifer Hudson. Każdy nagrywał partię wokalną i wideo uwięziony we własnym domu, niemal przykuty do okna, przez które widać puste plaże i ulice.
Paradoksalnie najbardziej radosne są fragmenty z sieci: Włosi koncertują na tarasach, tańczą i śpiewają na balkonach, starając się odegnać smutek kwarantanny. Bono w lenonkach nie zasiadł za białym fortepianem jak Lennon w teledysku „Imagine". Rolę pianisty powierzył Ioshiki. Sam śpiewa: Tak, spaceruję ulicami Dublina/ I nikogo nie było w pobliżu". Will.i.am dodaje: „Tak, spaceruję ulicami Londynu/ I wydaje się, że wszyscy zniknęli". Jennifer Hudson wykonuje chórki, a will.i.am opisuje strach artystów: „Ten czas sprawił, że martwię się o moją pracę/ I trudno mi zatrzymać łzy płynące z oczu".
Klasyka wycisza
Najbardziej szokująca dla branży w Ameryce jest informacja, że spada obrót nawet w streamingu. Analitycy z Alpha Data poinformowali, że pomiędzy 13 a 19 marca liczba odtworzeń wyniosła około 20 miliardów odtworzeń, czyli o niemal 8 procent mniej niż w poprzednim tygodniu. Wszyscy przypuszczali, iż streamingowi służy przebywanie słuchaczy w domach, gdy zamarło życie i sklepy muzyczne. Okazuje się, że kwarantanna obejmująca także restauracje, kawiarnie i bary zmniejsza także aktywność użytkowników muzycznych platform. Gorsze nastroje źle wpłynęły na Spotify we Włoszech, gdzie serwis zanotował 23 procent mniej odtworzeń. Nieco lepiej jest w Hiszpani i Francji, ale odizolowanie fanów nie sprzyja streamingowi, a fani, którzy nie muszą się przemieszczać, sięgają częściej po winyle, CD, książki. Oglądają filmy. Jednak w amerykańskiej Pandorze liczba wypożyczeń muzycznych produkcji zmalała.
Spadki w Ameryce są największe na rynku CD, których sprzedaż zmalała o 28 procent. Tymczasem Amazon ogłosił, że wstrzymuje dostawy płyt, uznając za priorytet przesyłki artykułów medycznych i higieny. Nawet ze stosunkowo stabilnego streamingu złe informacje płyną od wydawców, którzy na czas pandemii zaplanowali premiery. Według Alpha Data słuchalność nowych utworów wydanych w ostatnich ośmiu tygodniach spadła o 14,5 procent. To symptom czasu zagrożeń: cenimy to, co się dobrze kojarzy. Amerykańscy fani rzadziej wybierają pop, rap, R&B oraz muzykę latynoską. Znamienny jest wzrost słuchalności muzyki klasycznej, bo wycisza, folku – muzyki korzeni oraz nagrań dla dzieci.