Nie chcę, by mój syn usłyszał kiedyś, że jego ojciec był zdrajcą narodu. I to zdrajcą w najgorszym stylu, bo zdradził ojczyznę konającą” – to zdanie Łopianowskiego padło w rozmowie z Zygmuntem Berlingiem w 1941 roku. Berling podsunął mu wtedy do podpisania deklarację lojalności wobec ZSRR.
Spektakl „Willa szczęścia”, oparty na wspomnieniach rotmistrza, opowiada o wyborach moralnych polskich oficerów, którym władze sowieckiej Rosji zaproponowały utworzenie na jej terytorium Armii Polskiej.
Łopianowski, grany interesująco przez Marcina Perchucia, jest postacią mało znaną. Zasłynął z bitwy pod Kodziowcami we wrześniu 1939 roku. Wtedy Armia Czerwona rzuciła przeciw polskim oddziałom kawalerii 40 czołgów, z których 23 zostały zniszczone. Rosjanie ponieśli wielkie straty, a sama bitwa została uznana przez historyków za nasze największe zwycięstwo w wojnie polsko-sowieckiej 1939 roku. Potem, jak wielu polskich oficerów, Łopianowski był jeńcem obozu w Kozielsku, skąd trafił na osławioną moskiewską Łubiankę. Ciągle miał w pamięci masowe wywózki polskiej ludności do łagrów. Niepokoił go brak wiadomości od towarzyszy z Kozielska, a także Ostaszkowa i Starobielska.
Przewiezienie na Łubiankę było dla niego równie zaskakujące, co rozmowa z Ławrentijem Berią. Szef NKWD, jeden z najbliższych współpracowników Stalina, proponował mu współtworzenie Armii Polskiej w ZSRR. Armii całkowicie zależnej od Sowietów i tworzonej bez konsultacji z legalnym Rządem RP na emigracji.
Podobne propozycje dostali także inni polscy dowódcy, którzy wywiezieni zostali do tzw. Willi Szczęścia pod Moskwą. Był wśród nich Zygmunt Berling.