Brytyjski indie rockowy kwartet z Worcester wypuścił na rynek jedną z najciekawszych płyt ostatnich miesięcy.

Zaczął zwracać uwagę fanów oraz krytyki w 2012 roku. Łączono go z innymi niezależnymi zespołami  nowej brytyjskiej fali – The Vampire Weekend i Maccabees. Faktycznie byli niezależni – pierwszą piosenkę „Follow Baby" wydali na winylowej płycie na własny koszt. Był to znakomity ruch, który zaowocował zainteresowaniem koncernu Sony. Tak doszło do nagrania dwa lata temu debiutanckiej płyty „In Love".

Grupa ma zmysł marketingowy, o czym świadczy również zmiana pierwszej, depresyjnej i ponurej nazwy November and Criminal na obecną – pogodną i hipisowską. Muzycy tłumaczyli to nowymi tematami piosenek. Wokalista Harry Koisser mówił też, że inspirację stanowiły zdjęcia przedstawiające koniec II wojny światowej, którymi się zachwycił.

Jednak nie pacyfizm i fascynacja historią sprawiły, że grupą zainteresowały się media lansujące nowe niezależne zespoły. „New Musical Express" przypadła do gustu niezwykle barwna, zmienna muzyka. Grupa szybko otrzymała zaproszenie do otwierania występów The Libertines, legendy brytyjskiej sceny niezależnej. To nie lada zaszczyt.

Najnowszy album zaczyna przebojowa kompozycja „O You" – opowiadająca o próbie zmiany świata, ale też o tym, że trzeba sobie radzić z tym, co jest, a może kiedyś będzie lepiej. Harry Koisser śpiewa w lekko zblazowany, ale charakterystyczny sposób, którego nie da się zapomnieć. Bardziej zwarty i melodyjny refren słyszymy w „Gen Strange", gdzie dochodzą do głosu psychodeliczne brzmienia – zwariowane partie smyków oraz echa i pogłosy.

Przebojowe „Lost On Me" zaczyna się perkusyjną uwerturą, a potem znajdujemy się w samym centrum tanecznej zabawy z muzyką z lat 70. Znakomity jest teledysk, który miał spektakularną premierę w kanale Vevo. Historia jest następująca: Peace są przymuszeni przez producentów do powtarzania idiotycznych układów baletowych w stylu boysbandów. Kiedy inspicjent sterujący poczynaniami muzyków traci nad nimi kontrolę – wychodzą ze studia, doprowadzając do paraliżu całe miasto.

To nie koniec atrakcji na zwariowanej muzycznej karuzeli, którą uruchomili Peace. Kompozycja „Happy People" nawiązuje do brytyjskich brzmień spod znaku Suede. Manieryczne gitarowe granie szybko ustępuje jednak akustycznej balladzie „Someday", a Peace staje się piewcą klasycznych klimatów. Robi się zacisznie i intymnie. Warto też polecić „World Pleasure", w którym Peace brzmi jak rasowy garażowy zespół.