Płacenie napiwków w wielu miejscach na świecie to standard. Ich wysokość oscyluje wokół 10 proc. choć np. w USA napiwki w restauracjach wynoszą nawet do 25 proc.
W Polsce można spotkać się z dwiema zasadami. Płacimy 10 proc. niezależnie od wielkości rachunku albo, co jest zdecydowanie mniej popularne 15 proc. przy kwotach do 100 zł i 10 proc. powyżej. Ale czy naprawdę płacimy?
W praktyce jeszcze kilka lat temu napiwek płacił tylko co piąty klient. Dziś sytuacja, przynajmniej deklaratywnie jest nieco lepsza. Wg badań przeprowadzonych pod koniec 2014 roku na potrzeby seminarium naukowego na SGH napiwki „bardzo często" lub „zawsze" zostawia 40 proc. respondentów, a „nigdy" i „rzadko" zaledwie 19 proc. Z tych samych badań wynika, że najczęściej zostawiamy napiwki (prawie dwie trzecie respondentów dających napiwki) w przedziale 6-10 proc. wartości rachunku.
Teoretycznie jest to forma docenienia dobrej obsługi i tylko obsługi a nie np. jakości jedzenia. W branży restauracyjnej słyszy się czasem, że napiwki nie powinny zależeć od jakości pracy kelnera. Oczywiście jeśli nie jesteśmy zadowoleni z jego pracy powinniśmy na to zwrócić uwagę i nie płacić więcej niż umowne 10 proc. Ale niezależnie od tego powinniśmy mu zostawić kwotę zbliżoną do jednej dziesiątej wartości rachunku. Dlaczego? Bierze się to z systemu wynagradzania pracowników, którzy na ogół mają bardzo niskie podstawy, uzupełniane o napiwki, których miesięczna kwota często przekracza wynagrodzenie zasadnicze.
Bardzo często, restauratorzy wprowadzają obowiązek przekazywania napiwków do wspólnej kasy. W takich przypadkach uzbierana kwota jest raz w tygodniu bądź w miesiącu rozdzielana na wszystkich pracowników, w tym pracowników kuchni.