Zaczyna pan nowy sezon bardzo ambitnie. Wystawienie „Normy" Belliniego jest wyzwaniem dla każdego teatru.
Bogusław Nowak: To prawda, ale mam nadzieję, że nasi widzowie też uważają, że jesteśmy ambitni. Wierzę jednak, że powstanie spektakl, który i nam sprawi satysfakcję.
Planując każdą premierę, myśli pan bardziej o tym, czy ma pan do dyspozycji artystów, którzy podołają wyzwaniu, czy głównie o tym, na co czeka publiczność?
Przede wszystkim muszę zdradzić, że Opera Krakowska prowadzona jest kolegialnie. Decyzje zapadają w gronie trzyosobowym: Laco Adamik, Tomasz Tokarczyk i ja. I rzeczywiście długo się zastanawiamy, czy stać nas artystycznie na daną premierę. Z reguły odpowiedź jest następująca: w zasadzie tak, ale trzeba jeszcze kogoś dobrać do obsady. Potrzebna jest zatem, jak to nazywam, wartość dodana. W przypadku „Normy" będzie to udział dwóch tenorów; Arnolda Rutkowskiego i Paolo Lardizzone. Zastanawiamy się też, jak sprawić przyjemność naszym solistom. „Norma" jest więc dla Katarzyny Oleś–Blacha, ale i dla pozostałego zespołu. A generalnie rzecz ujmując, od pewnego czasu wkroczyliśmy już na drogę poszukiwań twórczych, a jednocześnie i takich wyborów, które nam samym sprawiają przyjemność. Mamy więc takie tytuły, jak „Miłość do trzech pomarańczy" Prokofiewa czy „Mefistofeles" Boito, a obok tego „Don Pasquale" Donizettiego.
Czy jednak publiczność oczekuje od Opery Krakowskiej sprawdzonych hitów, czy też jest otwarta na utwory nieznane?