Polski rock na Wembley

Nasze gwiazdy za granicą. Kayah i Lady Pank mają wystąpić 9 września w słynnej Wembley Arena na koncercie PKO BP Live. To ukoronowanie obecności polskich gwiazd w prestiżowych brytyjskich salach. Ostatnio Kult koncertował w Pradze. Wilki wybierają się do Wilna.

Aktualizacja: 07.05.2008 10:25 Publikacja: 06.05.2008 19:58

Kult i Kazik podczas koncertu w październiku 2004 r. w słynnej londyńskiej sali Astoria, gdzie wystę

Kult i Kazik podczas koncertu w październiku 2004 r. w słynnej londyńskiej sali Astoria, gdzie występowały takie sławy światowego rocka jak The Rolling Stones. Kult zagra ponownie w Astorii 4 i 5 października

Foto: Rzeczpospolita, Rafał Nowakowski

Agencja STX, organizator londyńskiej gali polskich gwiazd, szacuje, że przez słynną salę przewinie się 9 września około 20 tysięcy Polaków.

Wydarzenie ma być transmitowane przez telewizyjną Dwójkę. Wszystkie szczegóły poznamy w przyszłym tygodniu. Pikanterii dodaje fakt, że niektóre polskie grupy nie zgodziły się na udział w imprezie, ponieważ jej data kolidowała z jesiennymi tournee po Wielkiej Brytanii, gdzie jeżdżą w ślad za młodą polską emigracją.

– Pierwszy raz do Irlandii pojechałem turystycznie, żeby zobaczyć Dublin i napić się Guinnessa – opowiada Muniek Staszczyk, lider T. Love. – Ale co chwilę na ulicy zaczepiali mnie Polacy, mówili, że byłoby świetnie, gdybyśmy zagrali dla nich koncert.

Szybko doszło do rozmów z szefem znanego dublińskiego klubu Village, gdzie występują takie gwiazdy jak Franz Ferdinand. Duże wrażenie zrobił na nim festiwal Woodstock Jerzego Owsiaka zarejestrowany na DVD przez T. Love. Grupa grała wtedy dla 400 tysięcy fanów.

Na stronie internetowej londyńskiej sali Astoria, w której grali wszyscy najwięksi światowego rocka, można kupić bilety na koncert Dio, Glenna Hughesa i... Kultu na 4 i 5 października. Wejściówki po 17 funtów.

– Menedżer sali, widząc pierwszy raz polski zespół i publiczność, przecierał oczy ze zdziwienia, ochrona nie potrafiła zapanować nad szaleństwem, jakie panowało na widowni – mówi Piotr Wieteska, menedżer Kultu. – Później przyznali, że to był koncert sezonu. Występy Kultu w Astorii są zawsze tak energetyczne jak w Stodole czy w Spodku.

Na Wyspach Brytyjskich polskie zespoły stały się już partnerem dla największych koncernów. – Wystąpiliśmy w O2 Arena, gdzie odbył się koncert Led Zeppelin, bo polscy użytkownicy brytyjskiej sieci komórkowej O2 wskazali nas jako gwiazdę, którą chcieliby zobaczyć na koncercie w Londynie – mówi Monika Gawlińska, menedżer Wilków. – Zagraliśmy za taką stawkę jak w Polsce w plenerze. W O2 Arena mogliśmy poczuć komfort, jaki mają światowe gwiazdy. Każdy muzyk miał do dyspozycji własną garderobę, kanapę. Ale były też niespotykane wcześniej obostrzenia. Listę gości musieliśmy zgłosić dwa tygodnie przed imprezą. Generalnie londyńskie sale mają standard naszej Kongresowej, a budżety koncertów obciążają nazbyt drogie londyńskie hotele.

– W marcu śpiewałam w londyńskim klubie Koko – mówi Maryla Rodowicz. – Warunki są bojo: z garderoby na scenę trzeba się wspinać po schodach korytarzem wąskim jak kanał. Ale to miejsce, którego nie omija Madonna. Warto się pokazać!

Bilety kosztowały 15 funtów.

Polskie grupy od lat są obecne w Ameryce.

– Gramy zazwyczaj przez dwa weekendy – mówi Monika Gawlińska. – Pierwszy w Nowym Jorku – jeden koncert w małym klubie, drugi w dużej sali na Manhattanie. Kiedy występowaliśmy w Roseland Ballroom, naszą stawkę chciał przebić Brian Adams. Ale właściciele się nie zgodzili, argumentując, że podczas polskich i irlandzkich imprez bar ma największe obroty.

Drugi weekend to wizyty w Chicago, gdzie Polacy występują w nowoczesnej sali Copernicus Center. – Nie ma co ukrywać, że wyprawa do Ameryki przypomina wycieczkę: specjalnych kokosów się nie zarabia, ale są pieniądze na zakupy, uzupełnienie sprzętu i instrumenty – mówi Gawlińska.

– Do Ameryki przestaliśmy jeździć, bo nasza widownia przeniosła się na Wyspy. I bliżej, i lepszy przelicznik walut – mówi Piotr Wieteska. – Ostatnio graliśmy w Czechach. Na początku czeska widownia nas wygwizdywała, ale na koniec w Pradze było już OK.

– Kiedy gramy pierwszy koncert gdzieś za granicą, zawsze jest pełna widownia – zauważa Muniek Staszczyk. – Myślę, że dla Polaków mniej może się liczyć muzyka niż fakt, że spotykają się razem w dobrym klubie, prestiżowym miejscu, gdzie na co dzień występują anglojęzyczne gwiazdy i bawi się brytyjska publiczność. Są wtedy autentycznie podjarani, a my też mamy radochę z występu. Za drugim razem frekwencja może być słabsza, ale potem wszystko wraca do normy.

Mapa zagranicznych występów się poszerza. Podczas ostatniego długiego weekendu T. Love zagrało w Stavangare w Norwegii, a także w Paryżu.

– Pierwszy koncert zorganizował norweski biznesmen, który przed laty zakochał się w naszej płycie "Chłopaki nie płaczą" – mówi Muniek Staszczyk. – Wtedy nie miał pieniędzy, teraz się dorobił i zaprosił nas do klubu, gdzie grają norweskie gwiazdy. Był to również ukłon w stronę Polaków, których angażuje jego firma. Zapłacono nam kilkadziesiąt tysięcy zł jak za plenerowy koncert.

W Paryżu T. Love grało na własne ryzyko.

– Z takich sytuacji zawsze wynikają pozytywne doświadczenia. Teraz zastanawiam się nad Islandią, gdzie jest dużo Polaków. A jesienią zagramy znowu w kilku miastach Wielkiej Brytanii. Przetłumaczyliśmy kilka piosenek na angielski, choć nie nastawiamy się zbytnio na zagraniczną karierę.

Kultura
Biblię Gutenberga można wystawiać tylko przez 60 dni w roku
Kultura
Krystian Zimerman wygrał w sądzie pieniądze za dawne tournée
Kultura
Podcast „Rzecz o książkach”: Przyszłość jest dziś – twórczość Janusza A. Zajdla
Kultura
Aldona Machnowska-Góra: Piotr Gliński opóźnił budowę hali widowiskowej w stolicy
Kultura
Agnieszka Lajus dyrektorką Muzeum Narodowego w Warszawie