Lech Wałęsa: Stan wojenny przetrącił polski naród

Lech Wałęsa uważa, że największym złem, jaki przyniósł stan wojenny było zniszczenie jedności w polskim społeczeństwie. Zdaniem b. przywódcy „Solidarności", decyzje z 13 grudnia 1981 r. sprawiły, że "naród został przetrącony".

Publikacja: 13.12.2011 08:33

Na dzisiaj nie ma lepszego wyboru – mówił o Platformie Lech Wałęsa

Na dzisiaj nie ma lepszego wyboru – mówił o Platformie Lech Wałęsa

Foto: Fotorzepa, Beata Kitowska BK Beata Kitowska

PAP: Jak pan wspomina ten dzień - 13 grudnia 1981 r.?

Lech Wałęsa:

Prawdę mówiąc mało pamiętam z tamtego czasu. Po pierwsze - nie znoszę klęsk, ja jestem człowiekiem od zwycięstw. Po drugie - ponieważ mam pewne luki, nie nakształciłem się, to pełniąc ważną rolę muszę te braki nadrabiać koncentracją. A ta koncentracja z kolei zabiera mi pamięć. Mam taką zasadę, że zaraz po rozwiązaniu jakiegoś problemu szybko o nim zapominam i idę do przodu.

PAP: W nocy w mieszkaniu na Zaspie pojawili się Tadeusz Fiszbach (I sekretarz Komitetu Wojewódzkiego PZPR w Gdańsku) oraz Jerzy Kołodziejski (wojewoda gdański) z poleceniem, że ma pan jechać na rozmowy do Warszawy.

L.W.:

Zabrano mnie na lotnisko. Na miejscu w Warszawie widziałem się m.in. z ministrem Stanisławem Cioskiem, rzuciłem mu wówczas parę męskich słów. Powiedziałem wprost, że Solidarność i tak zwycięży, że wbili sobie ostatni gwóźdź do komunistycznej trumny i że „przyjdą jeszcze do mnie na kolanach, żeby z tego wyjść". Przebywałem m.in. w willi Władysława Gomułki, jakimś pałacu w Otwocku, a na końcu w Arłamowie.

Czytaj więcej na www.dzieje.pl

Rozmawiał: Robert Pietrzak (PAP)

PAP: Jak pan wspomina ten dzień - 13 grudnia 1981 r.?

Lech Wałęsa:

Pozostało jeszcze 94% artykułu
Kultura
Afera STOART: czy Ministerstwo Kultury zablokowało skierowanie sprawy do CBA?
Kultura
Cannes 2025. W izraelskim bombardowaniu zginęła bohaterka filmu o Gazie
Kultura
„Drogi do Jerozolimy”. Wystawa w Muzeum Narodowym w Warszawie
Kultura
Polska kultura na EXPO 2025 w Osace
Kultura
Ile czytamy i jak to robimy? Młodzi więcej, ale wciąż chętnie na papierze