Nergal: zawodowiec,cynik,satanista,celebryta

Zawodowiec, satanista, cynik, celebryta

Publikacja: 30.06.2012 01:01

Nergal

Nergal

Foto: Fotorzepa, Rafał Guz rg Rafał Guz

Tekst z archiwum tygodnika "Plus Minus"

Profesjonalizm, upór i ambicja. Te trzy słowa padają w każdej rozmowie o powodzeniu Nergala na międzynarodowej scenie blackmetalowej. – On ten sukces sobie wyszarpał – mówi Łukasz Dunaj, dziennikarz muzyczny i autor mającej się ukazać książki o Behemocie. – Jest po prostu konsekwentny i wciąż chce być coraz lepszy.

Miał dziewięć lat, kiedy zaczął słuchać metalu. W mieszkaniu na drugim piętrze bloku na gdańskiej Żabiance państwo Darscy do dziś przechowują jego odręcznie pisaną „Encyklopedię metalu", do której przez dobry rok wklejał zdjęcia heavymetalowych zespołów KAT, TSA czy Poison. Na przełomie lat 80. i 90. na polskich osiedlach z wielkiej płyty mało kto interesował się jeszcze hip-hopem, z którym później zaczęły kojarzyć się blokowiska takie jak Żabianka. Nie nastał jeszcze czas zakapturzonych chłopaków w szerokich spodniach, był czas długowłosych, ubranych w skóry i glany fanów ciężkiego grania.

Pewnego letniego dnia 1987 roku, gdzieś między blokami Żabianki, dziesięcioletni Adam Darski natknął się na rok starszego Adama Muraszkę, który wyciskał nazwy metalowych zespołów w rozmiękłym asfalcie. – Reszta była następstwem naszych upodobań... – wspomina Muraszko. – Po prostu chcieliśmy grać metal.

Sprawy potoczyły się szybko. Darski dostał swoją pierwszą gitarę od rodziców na komunię świętą, Muraszko uczył się grać na perkusji i już niedługo duet rozpoczął pierwsze próby w pralni na ostatnim piętrze bloku Darskiego i w pobliskiej szkole tysiąclatce, do której po lekcjach wpuszczał ich woźny. Przejęli cały metalowy sznyt. Zaczęli malować twarze, ubierać się na czarno i wzorem swoich zachodnich idoli próbowali pluć ogniem, używając do tego nafty i denaturatu. – Myślałem, że Adam po prostu musi się wyszaleć i że mu przejdzie – mówi ojciec Nergala, Zenon Darski, dziś emeryt, który uparcie ignoruje pytanie, czym się zajmował w swoim zawodowym życiu. – Jak widać, nie przeszło.

Behemoth, bo tak Darski z Muraszką nazwali swój zespół, rozpoczął karierę, kiedy muzyka metalowa przechodziła kolejną przemianę. Grany przez Iron Maiden czy Judas Priest heavy metal był już od dawna częścią rockowego mainstreamu, podobnie jak ostrzejszy od niego thrash metal Metalliki i Slayera. Młoda, bezkompromisowo nastawiona publiczność właśnie odchodziła od jeszcze bardziej radykalnego death metalu na rzecz najnowszego, ekstremalnego trendu, czyli black metalu. Blackmetalowi wokaliści połączyli skrajną formę z szokującymi treściami i niskim tonem przypominającym warczenie, tzw. growlem, wyśpiewywali satanistyczne i neopogańskie teksty.

Dlaczego spośród dziesiątków podwórkowych zespołów blackmetalowych, które wówczas powstawały, to właśnie Behemoth zrobił międzynarodową karierę? – Wyróżniał ich perfekcjonizm, warsztatowo prezentowali się świetnie – ocenia Krzysztof Maszota, producent, który współpracował przy wydawaniu pierwszych płyt zespołu. – Od początku było widać, że Darski daleko zajdzie.

Choć rozpoczynali jako duet, to Behemoth zawsze był zespołem jednego człowieka. Kiedy kariera zespołu zaczęła się rozkręcać, Muraszko rychło przekonał się o rządach twardej ręki Darskiego. Nergal w pewnym momencie po prostu odsunął go od zespołu, uznając, że Muraszko nie rozwija się jako perkusista i że nie osiągnie z nim sukcesu.

Skład zespołu wielokrotnie się zmieniał, ale wymagania Darskiego zawsze były wysokie. Nie było mowy o piciu przed koncertami. – Przed chorobą Nergala Behemoth zagrał niewiarygodną liczbę koncertów. – opowiada Dunaj. – W 2005 roku w Kanadzie dali w środku zimy 26 koncertów.

Prawdziwa sława w dość niszowym świecie black metalu przyszła w 2004 roku wraz z płytą „Demigod". Behemoth w końcu wychował sobie publiczność, na koncertach zaczęły się pojawiać coraz większe tłumy, a razem z nimi pierwsze groupies, dziewczyny które jeżdżą za zespołami i za wszelką cenę chcą muzykom wejść do łóżka. To jeden z ważnych przejawów estradowego sukcesu.

Pękają kościoły

Znajomi Nergala wspominają, że jego rodzice nigdy nie byli szczególnie gorliwymi katolikami, ale daleko im też było do ateizmu. – Nie wiem, skąd mu się wziął ten antyklerykalizm. Chyba po prostu nie chciał się dać zaszufladkować – mówi Zenon Darski. – W liceum chodził jeszcze na religię, miał nawet przystąpić do bierzmowania, ale zaparł się i już.

Pytanie o to, jaki właściwie światopogląd reprezentuje Nergal, stało się niespodziewanie ważnym zagadnieniem w polskiej debacie publicznej. Pisane głównie przez Darskiego teksty utworów Behemotha to swoisty koktajl przeróżnych filozofii, mitów i koncepcji ze wszystkich stron świata i okresów historycznych. Oprócz deklaracji lojalności wobec szatana można tu znaleźć wachlarz wątków z mitów egipskich, perskich, greckich i sumeryjskich, wyjątki ze Starego Testamentu, przemyślenia angielskiego okultysty i mistyka Aleistera Crowleya, nawiązania do koncepcji teoretyka magii Austina Osnama Spare'a, cytaty z Nietzschego i odniesienia do słowiańskiego pogaństwa, a wszystko to okraszone wersami śpiewanymi po łacinie, hebrajsku i w języku starożytnych Egipcjan. Za próbkę języka, którym operuje Darski, niech posłuży fragment utworu „LAM" z albumu „Satanica":

„Moc popiołów równa się tysiącom słońc/ Tajemnicze struktury są niczym chaos poznania/ Obiektywizm jest subiektywną mandalą rzeczywistości/ Fraktale płonącymi przestrzeniami pożerającymi nakazy ego".

Interpretacja twórczości Nergala nastręcza więc trudności, ale widocznym jak na dłoni wspólnym mianownikiem jego tekstów są bluźnierstwa i nienawistny stosunek do chrześcijaństwa. „Moje palce dotknęły nieba/ Byłem bogiem w zapomnianych czasach/ Jezus i jego słudzy/ Ssali moje stopy" – śpiewa w utworze „Rise of the Blackstorm of Evil".

W 1997 roku, kiedy zaczynał studiować historię na Uniwersytecie Gdańskim, nagrał utwór „Chwała mordercom Wojciecha", w którym o papieżu śpiewał, że jest „taki zgarbiony, niedołężny, ślepy na tronie Watykanu". Bluźnierstwa były też głównym motywem występów w różnych krajach, podczas których Nergal darł Biblię, i teledysków Behemotha, na których Darski przebiera się za biskupa, paraduje w cierniowej koronie, oblewa się winem z kielicha mszalnego i wymiotuje, rozrywa różańce, krzyże płoną, a ściany kościołów pękają, nie wytrzymując jego krzyku.

Choć przesłanie Nergala trudno uznać za spójne, on sam przekonuje, że każdy aspekt jego twórczości jest głęboko przemyślany. – Podchodzę do zespołu bardzo kompleksowo – mówił w wywiadzie dla portalu rockmetal.pl. – Teksty, zdjęcia, teledysk, to wszystko musi tworzyć zgrabną całość.

Okładki płyt Behemotha, podobnie jak teksty utworów, naszpikowane są symboliką. – W tych wizualizacjach zło jest ubóstwione, przedstawione na wzór typowy dla chrześcijańskich wizerunków – mówi dr Małgorzata Wrześniak, historyk sztuki z UKSW. – Otwarcie mówiąc, Zło czy Zły staje się Bogiem. Można to oczywiście uznać za artystyczną kreację albo marketingowy chwyt, ale treść jest jednoznaczna.

Katowanie mieszczan

Nie wiem, czy powinienem to mówić, ale tak między nami – Zenon Darski ścisza głos – jaki tam z niego satanista.

Sam Nergal deklaruje ateizm. „Nie wierzę w żadną siłę nadrzędną. Jest człowiek i tylko człowiek" – mówił w rozmowie z dziennikarzem portalu magazyngitarzysta. pl i deklarował, że wartości, które go interesują, to „wolność, autonomia, wolna wola każdej jednostki, boski charakter każdego człowieka". W wywiadzie dla „Gazety Wyborczej" mówił: „Nie zawracam sobie głowy ideologiami gwarantującymi zbawienie i szczęście po śmierci. Żyję zgodnie ze swoją naturą, swoimi potrzebami i aspiracjami". Rodzi się więc pytanie, dlaczego człowiek, którego można uznać za typowego ateistę, w tak ordynarny sposób atakuje Kościół. Znajomi Nergala próbują tłumaczyć. – Kiedy zaczynał grać, padła właśnie komuna, w powietrzu była wolność – mówi osoba z otoczenia zespołu. – Jak ktoś czegoś zakazywał, to właśnie Kościół. W tę stronę zwracał się więc bunt.

Bunt, który można uznać za typowy dla zakładającego zespół czternastolatka, wymaga jednak głębszej analizy, kiedy zamiast z czasem minąć, nasila się. Odpowiedzią na pytanie o źródła wulgarnego antyklerykalizmu Darskiego mogą być wymogi specyficznego rynku, na którym działa. W black metalu można wyróżnić kilka nurtów. W pierwszej połowie lat 90. pod wpływem norweskiej grupy Burzum, której lider Varg Vikernes został skazany za morderstwo i podpalenie kilku kościołów, rozwinął się tzw. narodowosocjalistyczny black metal. Powstawały zespoły, które łączyły satanizm z nazizmem, uznając Hitlera za najskuteczniejszego wroga chrześcijaństwa.

Ze względu na swój pierwszy pseudonim Holocausto i krótką współpracę z Robertem Fudalim, liderem uznawanego za narodowosocjalistyczny zespołu Graveland, Darski sam był posądzany o sympatie nazistowskie. – To jest całkowite przeinaczenie faktów i mieszanie historii z różnych czasów – odrzuca zarzuty Muraszko. – Kiedy Fudali z nami współpracował, był tak jak my po prostu muzykiem zwykłego blackmetalowego zespołu. Pseudonim Holocausto Darski przybrał w wieku czternastu lat na cześć „Nuclear Holocausto", wokalisty fińskiej grupy Beherit. – Chodziło raczej o katowanie mieszczan ich najgorszymi koszmarami – tłumaczy osoba z otoczenia zespołu – a czternastolatki nie mają jasno sprecyzowanych poglądów na świat. Silna jeszcze w latach 90. scena nazistowskiego black metalu obecnie zupełnie straciła na znaczeniu.

Gra estetyką

W innym kierunku poszła część blackmetalowych zespołów z Australii, które w połowie lat 90. zaczęły grać tzw. chrześcijański black metal. Pozostają one jednak na całkowitym marginesie, a ich muzycy spotykają się z wrogością i pogróżkami ze strony satanistycznej większości. Głównym, najsilniejszym kierunkiem w black metalu pozostaje więc nurt satanistyczny. Fani są tak przyzwyczajeni do antychrześcijańskich tekstów i symboliki, że nie sposób grać tej muzyki, nie atakując przy każdej okazji Kościoła. – To jest gra pewną estetyką, pewną symboliką, pewnymi pojęciami, która nie powinna być odbierana szalenie dosłownie – mówi Łukasz Dunaj. – To jest przede wszystkim kreacja artystyczna, która nie jest skierowana do wszystkich.

Zdecydowanie ostrzej artystyczną działalność Darskiego ocenia lider nieistniejącego już gdańskiego zespołu metalowego Monumentum, znajomy Nergala z dawnych lat. – W prywatnych rozmowach Darski otwarcie deklarował, że nie wierzy w to, co śpiewa – mówi. – On to robi cynicznie, nie zważając na to, że słuchacze mogą brać te treści dosłownie. Pamiętam, jak śmiał się z fanów, którzy na koncertach domagali się „więcej diabła". Nawet środowisko metalowców często zarzucało mu cynizm.

Znajomi Darskiego potwierdzają. – Dziś może to zabrzmieć śmiesznie, ale w naszym środowisku od początku pojawiały się wobec niego zarzuty, że przekaz jest niespójny, bo na pierwszej płycie śpiewał o szatanie, a na kolejnych odwoływał się do neopogaństwa – mówi jeden z nich.

Carpe diem na całego

Jeszcze nie tak dawno Darski nie wyobrażał sobie, że może zdobyć popularność poza swoją blackmetalową niszą. „Nie opłaca się dzisiaj, w dzisiejszej polskiej rzeczywistości, pokazywać ludziom, że są takie zjawiska jak my. Bo po co to komu tak naprawdę? Kto ma w tym interes, żeby promować taką muzykę i takie treści?" – mówił w 2006 roku w programie Kuby Wojewódzkiego. Niedługo miało się okazać, że interes w promowaniu Nergala ma znacznie więcej osób, niż on sam to sobie wyobrażał.

Droga od wokalisty hermetycznego gatunku muzycznego do celebryty, o którego zabiega telewizja publiczna, okazała się zadziwiająco krótka. Najpierw był związek z Dodą, która skandalizującymi wypowiedziami nakręcała medialne zainteresowanie Nergalem, opowiadając tabloidom, że razem z nim śpi w trumnie i pije krew kotów. Niedługo potem okazało się, że jest chory na białaczkę, czym zyskał sobie współczucie całej Polski. Były nawet apele o modlitwę w intencji jego wyzdrowienia na łamach „Frondy".

Z choroby wyszedł dzięki przeszczepowi szpiku. – W szpitalu czytał Biblię, ale tylko po to, żeby utwierdzić się w swoich przekonaniach – opowiada znajomy Darskiego. – Jeśli choroba go zmieniła, to tak, że teraz łapie życie za rogi. To już jest carpe diem na całego.

Nergal idzie więc na całość, czując, że ma na to przyzwolenie mediów w czasach posmoleńskiej wojny o krzyż. Świadomie lub nie stanął w pierwszym szeregu frontu walki światopoglądowej. Trafia na okładki, a odbiorcą jego znaków firmowych: ranienia uczuć religijnych i drwin ze świętości, nie jest już tylko garstka słuchaczy black metalu, ale cała Polska. W obronie jego udziału w „The Voice of Poland" stanęli m. in. Cezary Michalski, Bartosz Węglarczyk, ks. Adam Boniecki i Zbigniew Hołdys. Sławomir Nowak, sekretarz stanu w Kancelarii Prezydenta, nazwał go w wywiadzie „swoim ziomalem", prof. Tomasz Nałęcz, doradca Bronisława Komorowskiego ds. historii i dziedzictwa narodowego – „swoim krajanem", a Tomasz Lis prosił go w swoim programie o wygłoszenie orędzia.

Protesty środowisk katolickich długo nie przynosiły rezultatów. Prezes TVP Juliusz Braun przyznał, że zatrudnienie Darskiego jako jurora w muzycznym show „The Voice of Poland" było błędem, dopiero gdy ten na koncercie ze stułą zarzuconą na ramiona udawał, że uzdrawia inwalidów.

– Zdawał sobie sprawę z tego, że media mogą go wypluć – mówi osoba z otoczenia zespołu. – Ale w przeciwieństwie do wielu celebrytów on ma dokąd wrócić.

Październik 2011

Tekst z archiwum tygodnika "Plus Minus"

Profesjonalizm, upór i ambicja. Te trzy słowa padają w każdej rozmowie o powodzeniu Nergala na międzynarodowej scenie blackmetalowej. – On ten sukces sobie wyszarpał – mówi Łukasz Dunaj, dziennikarz muzyczny i autor mającej się ukazać książki o Behemocie. – Jest po prostu konsekwentny i wciąż chce być coraz lepszy.

Pozostało 97% artykułu
Kultura
Podcast „Komisja Kultury”: „Gladiator 2” – triumf czy porażka?
Kultura
Muzeum Narodowe w Poznaniu otwiera Studyjną Galerię Sztuki Starożytnej
Kultura
Dzieło włoskiego artysty sprzedane za 6 mln dolarów. To banan i taśma klejąca
Kultura
Startuje Festiwal Niewinni Czarodzieje: Na karuzeli życia
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Kultura
„Pasja wg św. Marka” Pawła Mykietyna. Magdalena Cielecka zagra Poncjusza Piłata