Drugi po Fryderyku Chopinie nasz kompozytor narodowy urodził się 5 maja 1819 roku. W najbliższą niedzielę – w dwusetną rocznicę tej daty – cała Polska będzie rozbrzmiewać jego muzyką. Trwa zorganizowany z rozmachem Rok Moniuszkowski, ale zakończy się sukcesem, jeśli zrozumiemy, że z twórczością ojca „Halki” warto obcować co dzień, a nie od święta.
Obowiązkową przez lata patriotyczną czołobitnością zrobiliśmy Stanisławowi Moniuszce więcej krzywdy niż pożytku. Z jego olbrzymiego dorobku (samych pieśni skomponował około 300) znamy właściwie tylko kilka „przebojów”.
Równie wybiórczo traktowana jest sceniczna twórczość ojca opery narodowej. Ogromna jej część spoczywa nieruszana od lat, teatry nie chcą jej tykać, choć są tu opery tak ważne, jak „Paria” czy „Verbum nobile”.
Patriotyczne obrazki
Jedynie „Halka” doczekała się w XXI wieku paru prób nowoczesnego potraktowania teatralnego. A szykują się następne, choćby zapowiadana na koniec 2019 r. wiedeńsko-warszawska realizacja w reżyserii Mariusza Trelińskiego.
„Straszny dwór” nadal jest postrzegany niemal wyłącznie jako sielankowy obrazek Polski szlacheckiej, muzyczny odpowiednik „Pana Tadeusza”. Gdy cztery lata temu inaczej odczytał to dzieło Brytyjczyk David Pountney, obrońcy narodowych tradycji nie kryli oburzenia. Na szczęście publiczność jest innego zdania, ten spektakl to frekwencyjny hit w Operze Narodowej.