Tekst z tygodnika "Uważam Rze"
Jest nieco dziwnie, bo jeśli spojrzeć na statystyki, wyniki i częstotliwość obecności medialnej, można odnieść wrażenie, że żyjemy gdzieś w połowie lat 70. XX w. A może nawet wcześniej, bo największym wydarzeniem muzycznym tego roku, wydarzeniem, które wracało jak bumerang co kilka miesięcy, był jubileusz The Rolling Stones. Pod koniec zeszłego roku ukazały się głośne biografie Keitha Richardsa i Micka Jaggera – głośne głównie dlatego, że mocno skonfliktowały obu muzyków, chociaż można tu węszyć sprawne działania speców od public relations. Co rusz pojawiały się też pogłoski o nowej płycie i trasie koncertowej – akurat na tyle często, by o zespole nie przestawało się mówić.
I wreszcie ukazała się owa nowa płyta „Grrr!" – co prawda niezawierająca zbyt wiele nowego materiału, jakieś 2 proc. w najdłuższym wariancie – ale raz, że jest to bardzo dobre 2 proc., dwa, że tak obszernej i całościowej kompilacji Stonesi nigdy wcześniej nie wydali. A tak nawiasem mówiąc, te dwa nowe kawałki „One More Shot" i „Doom and Gloom" ucinają dyskusję na temat formy muzyków – nie ma wątpliwości, że bez problemu są w stanie nagrywać nowe płyty co pół roku i każda byłaby świetna. Co najmniej jak „A Bigger Bang".
Zeppelin za 20 milionów
Stonesi są jednak zespołem działającym nieprzerwanie od pół wieku, zainteresowanie nimi podgrzewa się więc automatycznie raz na jakiś czas przy okazji kolejnej płyty i monstrualnej zazwyczaj trasy koncertowej. Ciekawszym przypadkiem jest Led Zeppelin – zespół młodszy co prawda od spółki Micka Jaggera, ale zaledwie o kilka lat, przede wszystkim jednak od jakiś trzech dekad nieistniejący. W zeszłym roku okazało się jednak, że autorzy„Stairway To Heaven" nie istnieją tylko fizycznie i że fakt ten zupełnie nie przekłada się na ich popularność.
Na koncert w londyńskiej hali O2 chciało się dostać 20 mln ludzi z całego świata, co oznacza, że ściany i tak olbrzymiej sali musiałyby rozciągnąć się praktycznie na cały Londyn. Sam koncert był świetny. Muzycy, choć sami dość mocno przeorani przez czas, swoje najlepsze kawałki zagrali mocno i z nerwem, a przy „Good Times, Bad Times" czy „Rock and Roll" trudno było ustać w miejscu. Koncert był jednym z największych wydarzeń minionego roku, ale jest także i tego. 17 października jego zapis prezentowany był bowiem w kinach na całym świecie, gromadząc pokaźne tłumy, ostatnio zaś ukazał się na DVD. Jednego można być pewnym – nabędzie to wydawnictwo co najmniej 20 mln ludzi.