Reżyser Bartek Konopka o dokumencie Sztuce znikania

Bartek Konopka o "Sztuce znikania" opowiada Barbarze Hollender.

Aktualizacja: 16.07.2013 20:12 Publikacja: 16.07.2013 18:20

Amon Fremon przyjechał do Polski w 1980 roku. „Sztuka znikania” od piątku na ekranach

Amon Fremon przyjechał do Polski w 1980 roku. „Sztuka znikania” od piątku na ekranach

Foto: Against Gravity

W najnowszym dokumencie wraca pan do rzeczywistości PRL i historii Polski, pokazuje system totalitarny i pragnienie wolności. Ale – podobnie jak w nominowanym do Oscara „Króliku po berlińsku" – sięga pan też po metaforę.

Zobacz galerię zdjęć


Bartek Konopka:

Zanim dostałem się na reżyserię, pracowałem w telewizji. Robiłem tam reportaże, które odwzorowywały rzeczywistość. Podobnie jak dokument, który nakręciliśmy z Piotrem Rosołowskim, „Ballada o kozie" – historia ludzi z lubuskiej wsi, którym opieka społeczna w ramach akcji pomocy podarowała kozy. Ta praca była ciekawym doświadczeniem. Zobaczyłem, jak bardzo ludzie otwierają się przed obcymi. I przed kamerą. Ale też stale zadawałem sobie pytania o moralne prawo wkraczania w cudzy świat. Bo robiąc dokument, stajesz się demiurgiem wchodzącym w ludzkie życie. Szukasz prawdy o rzeczywistości, ale zawsze ciągniesz ją w swoją stronę. Montujesz materiały tak, żeby osiągnąć zamierzony efekt. W końcu każdy robi filmy dla siebie o sobie. Kiedyś, w szkole Wajdy, mówił nam o tym Marcel Łoziński. On przyjmował założenie, że w dokumencie uczciwość jest wyłącznie uczciwością autora.

Postanowił pan więc raczej komentować rzeczywistość, niż ją odtwarzać?

Mam ogromny podziw dla polskiego dokumentu kreacyjnego – filmów Dziworskiego, Łozińskiego, Wiszniewskiego, Królikiewicza, Piwowskiego. Sam jako młody chłopak szukałem ucieczki od rzeczywistości. Byłem samotnym jedynakiem, który od 12. roku życia chował się bez matki, nie miałem dobrych relacji z rówieśnikami, musiała mi więc wystarczać własna wyobraźnia. W dorosłym życiu odszedłem od tego. Ale potem znów odrodziło się we mnie tamto dziecko, które stara się zrozumieć świat po swojemu.

W „Sztuce znikania" kluczem do spojrzenia na rzeczywistość ostatniego okresu PRL stał się dla pana haitański kapłan wudu Amon Fremon. On istniał naprawdę? Rzeczywiście spotkał się z Jerzym Grotowskim?

Tak. Przyjechał do Polski w kwietniu 1980 roku i przez trzy miesiące uczestniczył w zajęciach Teatru Źródeł. Poza tym niewiele o nim wiadomo. Był pewnie potomkiem polskich żołnierzy, którzy dwa wieki wcześniej przybyli na Haiti z Napoleonem, ale stanęli po stronie walczących o wolność tubylców. Niektórzy potem na Haiti zostali. Tak narodziła się tam legenda odległej la bala Poloy. Jednak Amon nie odnalazł się w Polsce. Ludzie, którzy go wtedy spotkali, twierdzili, że po skończeniu warsztatów czuł się porzucony przez Grotowskiego, którego nazywał bossem Jerzym. Nie mówił po polsku, więc nie mógł swobodnie porozumiewać się z ludźmi, nie potrafił też złapać kontaktu z tutejszymi duchami. Poczuł nasz kraj i chciał, żeby ZSRR był „mniej niezwyciężony", odprawiał więc swoje rytuały, a nie widział rezultatów. To było dla niego kolejne gorzkie doświadczenie, bo wudu powinno dawać efekt natychmiastowy. Wrócił na Haiti z poczuciem rozczarowania. Podobno stracił swoją moc, umarł samotny.

Czy kapłan wudu i Lech Wałęsa razem obalili komunizm? Zobacz zwiastun filmu "Sztuka zaklinania"

"Sztuka znikania" z filmu o kapłanie szybko zamienia się jednak w przypowieść o PRL, o zrywie do wolności, polskim romantyzmie.

Myślę, że i ja, i Piotr Rosołowski mamy potrzebę rozliczenia się z przeszłością. W pewnym momencie zdałem sobie sprawę, że nie kręcimy filmu o Amonie, tylko o tym, czym on w 1980 roku się zafascynował. A więc o polskiej duchowości, o sile, jaka wstąpiła w ludzi, o pragnieniu wolności. Dlatego zaczęliśmy studia nad romantyzmem, konsultowaliśmy się z profesorem Leszkiem Kolankiewiczem, czytaliśmy książki Marii Janion, ale też sięgnęliśmy do własnej przeszłości. Zdałem sobie sprawę, jak ta duchowość była ważna w moim domu. W czasach socjalizmu polityką interesowali się zwyczajni ludzie. Ojciec miał wykształcenie techniczne, ale często rozmawiał o historii Polski, o zaborach, o sytuacji geopolitycznej. Głęboko przeżywał wizyty papieża, czuł się wtedy we wspólnocie, ładował akumulatory na następne lata. Dużo czytał, Słowackiego, Mickiewicza. To wszystko było w naszym życiu obecne. Dzisiaj ciężko się o tym mówi, bo wiele tych symboli zostało zawłaszczonych przez prawicę. Ale chcieliśmy przypomnieć tę dawną, uduchowioną Polskę. I przy okazji opowiedzieć o mechanizmach historii.

Ten film był nominowany do Oscara. Zobacz zwiastun filmu "Królik po berlińsku"

Będą panowie kręcić następne dokumenty o Polsce?

Nie. „Sztuka znikania" chyba ten cykl zamknęła. Piotr Rosołowski robi własne dokumenty, ja przygotowuję kolejną fabułę.

Sylwetka

Bartek Konopka

reżyser, scenarzysta

Urodził się 8 września 1972 r. w Myślenicach. Skończył filmoznawstwo na UJ i reżyserię na Wydziale Radia i Telewizji Uniwersytetu Śląskiego. W 2003 r. zrealizował dokument „Ballada o kozie". W 2010 r. otrzymał nominację do Oscara za dokument „Królik po berlińsku". W fabule zadebiutował przejmującym „Lękiem wysokości" o relacjach młodego mężczyzny z chorym psychicznie ojcem. Teraz przygotowuje nowy film fabularny – „Niemy".

W najnowszym dokumencie wraca pan do rzeczywistości PRL i historii Polski, pokazuje system totalitarny i pragnienie wolności. Ale – podobnie jak w nominowanym do Oscara „Króliku po berlińsku" – sięga pan też po metaforę.

Zobacz galerię zdjęć

Pozostało 95% artykułu
Kultura
Muzeum Historii Polski na 11 listopada: Wystawa „1025. Narodziny królestwa”
Kultura
WspółKongres Kultury: trudna prawda o artystach i rządzie
Kultura
Festiwal Eufonie to sieć muzycznych powiązań
Kultura
Co artyści powiedzą o władzy
Materiał Promocyjny
Fotowoltaika naturalnym partnerem auta elektrycznego
Kultura
Dyrektor państwowego instytutu złożyła rezygnację. Teraz ją wycofuje i oskarża ministerstwo
Materiał Promocyjny
Seat to historia i doświadczenie, Cupra to nowoczesność i emocje