To foki. Jakby chciały swą obecnością przypieczętować polarny charakter tego miejsca. Bo są tu stale, przypominając, że foka w Bałtyku – to nie bajka, lecz przyrodniczy fakt.
Rejon ujścia Wisły, zwany Przekopem, upodobały sobie szczególnie. Bo tu naprawdę dziko. Zimą – jak na biegunie, latem – jak na pustyni. Dotrzeć tu można tylko po wielokilometrowym marszu piaszczystymi ścieżkami wśród wydm i nadmorskich, karłowatych lasów. Tu foki znajdują to, czego najbardziej im trzeba, a czego nad naszym morzem coraz bardziej brak - spokój.
Morskie cielę
Jeżeli już uda się popatrzeć temu zwierzęciu w oblicze – ale w naturze, nie w zoo – budzi różne skojarzenia. Są gatunki zwierząt, uporczywie kojarzące się z ludźmi, są też takie, które kojarzą się raczej ze zwierzętami innych gatunków. Foka należy zdecydowanie do tych drugich. Nawet zoologom zdarza się mówić o niej, że jest „psiokształtna", a zwłaszcza, że ma „psie oblicze". Coś w tym jest. Pod pewnymi względami przypomina też dużą wydrę. Albo raczej odwrotnie - wydra zaraz po wyjściu z wody, cała lśniąca, ma wygląd małej foki. Te podobieństwa, w dużej mierze złudne, dotyczą wszystkich gatunków fok, spotykanych w Bałtyku, a są ich trzy: foka szara, największa i najmocniej związana z polskim wybrzeżem, foka pospolita i foka obrączkowana.
Wobec psa czy wydry, do których jest nieco podobna, foka szara jest olbrzymem, mierzącym 3 metry długości i ważącym w porywach ponad 300 kg. Dotyczy to samca, bo samice są mniej więcej o połowę mniejsze i lżejsze. Opływowe ciało o krótkiej, lśniącej sierści dostosowane jest do pływania, a krótkie kończyny zaopatrzone w płetwy stanowią rodzaj mocnych wioseł. Mawia się więc, że foki są wiosłonogie. Zresztą – moc skojarzeń, jakie wywołują, sprawia, że nazywano je przeróżnie. Choć to zwierzęta sprawne i w potrzebie szybkie, ich obłe kształty i upodobanie do wylegiwania się na łachach czyni je w ludzkiej wyobraźni uosobieniami bezradności i lenistwa. O fokach mawiano wręcz, że to morskie cielęta. Często też używano wobec nich zapomnianej dziś nazwy zielinty.
Może się utopić
A używano, bo było jeszcze kogo tak nazywać. W XIX wieku żyło ich w Bałtyku ponad 100 tysięcy. Ale liczba ta szybko i drastycznie malała. Tak duża masa mięsa, a zarazem zwierze konkurujące z człowiekiem o ryby, nie mogło w stosunkowo niewielkim morzu uchować się spokojnie. Niczym nie ograniczane polowania na foki trwały do XX wieku. Wraz z narastającym zanieczyszczeniem Bałtyku, a także jego przełowieniem doprowadziło niemal do ich całkowitej zagłady. Foki w latach trzydziestych zniknęły z południowego Bałtyku. Czy to dziwne, skoro tylko w latach 1912 - 1919 upolowano ponad 500 fok. Dla tych, którzy co dzień trudnili się, i to nieraz z narażeniem życia, łowieniem rybiej drobnicy, tusza takiego zwierza była nie lada gratką. Też zresztą niełatwym do zdobycia. Mięso ceniono, a tłuszcz topiono i sprzedawano jako tran.