Wtorkowy występ przyciągnął tłum fanów, który szczelnie wypełnił dwa piętra klubu urządzonego w dawnym basenie. Impreza odbyła się w ramach 56. festiwalu Jazz Jamboree i przyciągnęła przede wszystkim wiernych fanów Marii Sadowskiej.
- Wierzę, że jest polski funk - krzyknęła w pewnym momencie koncertu zapraszając na scenę swoich rodziców: wokalistkę Lilianę Urbańską i organistę, pianistę Krzysztofa Sadowskiego. Razem z matką zaśpiewała jej festiwalowy przebój z danych lat, a ojciec zagrał solówkę na elektronicznej klawiaturze imitującej brzmienie organów Hammonda, ulubionego instrumentu Sadowskiego.
W to, że polski funk istnieje, a Maria Sadowska jest jego czołową przedstawicielką, nikt w Basenie nie wątpił. Wokalistka wprost szalała po scenie nie zważając, że jest w ciąży, a nawet żartowała sobie, że ktoś przyszedł z nią na gapę. Mając przed sobą entuzjastycznie reagującą publiczność wciągała ją do wspólnej zabawy. Zaprosiła na scenę gościnnie występującego na jej trasie trębacza Adama Barona. Na dwie piosenki oddała scenę dwóm wokalistkom ze swojego chórku.
- Teraz będzie darmowa lekcja śpiewania z trenerem - zapowiedziała utwór „Baba" otwierający promowany album.
Swojemu rodzinnemu miastu zadedykowała utwór „Warsaw" wykonując w nim dynamiczną partię scatem. Drwiła z portali społecznościowych śpiewając w piosence „Klikam": „Muszę wracać do Facebooka, zamiast całować". Ale konkluzja piosenki była już bardziej optymistyczna: „Wolę całować zamiast lajkować". Miłośnikom jazzowych standardów zadedykowała temat „Spain" Chicka Corei. Po nastrojowym wstępie nastąpiło ekspresyjne rozwinięcie chwytliwego tematu i efektowne zakończenie.