Chętnych do zdobycia tej wiedzy stawiło się we wtorkowy wieczór w Filharmonii Narodowej wyjątkowo dużo. Dawno nie oglądany w Warszawie Rafał Blechacz to zaś trzydziestoletni, dojrzałym mężczyzna, choć nadal o chłopięcej sylwetce.
Ucichł już medialny szum i natrętne pytanie – Czy jest już tak samo sławny jak Krystian Zimerman? – stawiane przez tych, co z muzyką mają kontakt okazjonalny. On zaś nie rozmienia się na drobne, nie dba o tanią popularność, robi swoje. W kraju grywa niezbyt często, bo ma dużo poważnych propozycji ze świata. Właśnie wrócił po recitalu w sali Konzerthausu w Wiedniu, z początkiem marca jedzie do Bolonii i Mediolanu.