Chętnych do zdobycia tej wiedzy stawiło się we wtorkowy wieczór w Filharmonii Narodowej wyjątkowo dużo. Dawno nie oglądany w Warszawie Rafał Blechacz to zaś trzydziestoletni, dojrzałym mężczyzna, choć nadal o chłopięcej sylwetce.
Ucichł już medialny szum i natrętne pytanie – Czy jest już tak samo sławny jak Krystian Zimerman? – stawiane przez tych, co z muzyką mają kontakt okazjonalny. On zaś nie rozmienia się na drobne, nie dba o tanią popularność, robi swoje. W kraju grywa niezbyt często, bo ma dużo poważnych propozycji ze świata. Właśnie wrócił po recitalu w sali Konzerthausu w Wiedniu, z początkiem marca jedzie do Bolonii i Mediolanu.
Na spotkanie po długiej przerwie z warszawską publicznością, która gdy tylko pojawił się na estradzie, przyjęła go gorąco, wybrał III Koncert fortepianowy Ludwiga van Beethovena. Ten muzyczny pewniak znany jest wszakże z tak wielu znakomitych interpretacji, że wysłuchanie kolejnej rodzi nieuchronną pokusę do porównań.
Odrzućmy jednak pytanie: kto gra ten koncert lepiej? Mitsuko Uchida, Martha Argerich, Rudolf Buchbinder, Michaił Pletniew, Maria Joao Pires, Leiv Ove Andsnes (by poprzestać na nagraniach wydanych w XXI w.) czy Rafał Blechacz? Poprzestańmy na tym, kim ten artysta jest dzisiaj i co o nim wiemy po wtorkowym występie w Warszawie?
Rafał Blechacz zaprezentował się jako dojrzały pianista, który wychodząc na estradę ma własną, wyrazistą koncepcje interpretacyjną. Nie oznacza to, że wszystkim musi się ona w jednakowym stopniu podobać. III Koncert Beethovena potraktował z rozmachem i z bardzo zróżnicowaną dynamiką. A jednocześnie przy tak bogatym wolumenie brzmieniowym fortepianu starał się grać dźwiękiem zbliżonym do tego, jaki mają dawne instrumenty. Dało to interesujące rezultaty, które świadczą, że Rafał Blechacz poszukuje nowych rozwiązań. Maksymalnie zróżnicowane były poszczególne części utworu: zagrane w szybkim tempie Allegro zwieńczone zostało romantyczną w klimacie kadencją, nastrojowe, ale nie nazbyt wyciszone Largo łączyło się z finałowym, błyskotliwym Rondem. A jednocześnie przez cały czas pianista starał się trzymać kanonów klasycznej formy, nie pozwalając się ponieść emocjom. I to jest chyba najistotniejsza cecha pianistyki Rafała Blechacza, który nie chce słuchacza zaskakiwać czymś niezwykłym, nieoczekiwanym.