Na tę chwilę Dariusz Kita i Jolanta Gałęzowska czekali dziewięć miesięcy. W środę Sąd Rejonowy w Lublinie zdecydował, że ich syn może zamieszkać w rodzinnym domu w Bystrzycy Nowej. – Jestem szczęśliwy – oświadczył ojciec chłopca. Matka też nie ukrywała wzruszenia. – Mam nadzieję, że tak będzie zawsze – stwierdziła.
Losy Sebastiana i jego rodziców media śledziły, odkąd w lutym został zabrany ze szkoły i trafił do domu dziecka. Sąd, na podstawie opinii kuratora, uznał, że rodzice nie są zdolni do wychowywania go z powodu złej sytuacji finansowej i stanu zdrowia (matka cierpi na depresję, a chory na cukrzycę ojciec po amputacji nogi porusza się na wózku inwalidzkim). Wkrótce 11-latek zamieszkał ze skonfliktowanymi z ojcem dziadkami, których sąd ustanowił rodziną zastępczą.
Uchylając tę decyzję, sędzia Kinga Gryglewska tłumaczyła, że daje rodzicom szansę podjęcia próby wyjścia na prostą. Zrobiła to jednak pod pewnymi warunkami. Chodzi m.in. o ograniczenie im praw rodzicielskich przez wyznaczenie kuratora, który ma ich odwiedzać i sporządzać comiesięczne raporty oraz zobowiązania rodziców do podjęcia terapii psycho-edukacyjnej.
– Nie może być tak, że państwo robicie, co chcecie z tym dzieckiem – mówiła sędzia.
– Zrobimy wszystko, by, tak jak nakazał sąd, Sebastian miał w domu dobre warunki do nauki i wychowania – zapewniał Dariusz Kita. Przypomniał, że dzięki pomocy proboszcza, sąsiadów i dziennikarzy udało mu się wyremontować dom. Zadowolony z rozstrzygnięcia był też Paweł Chojecki ze Stowarzyszenia Obrony Rodziców. Jednak zaznaczył: – To była długa i ciężka walka, ale przecież wcale nie musiało tak być. Wystarczyło od razu pomóc tej rodzinie, a nie odbierać im dziecko.