Zamiast oskarżenia i wyroku osoby przyłapane z niewielką ilością narkotyku coraz częściej dostają tylko ostrzeżenie. Prokuratorzy wzięli sobie do serca liberalny przepis i chętniej umarzają sprawy. Z najnowszych danych Prokuratury Generalnej, do których dotarła „Rzeczpospolita", wynika, że w 2014 r. podjęli 4273 takie decyzje, czyli o 1141 więcej niż w 2013 r. W 2012 r. było ich 2,1 tys.
– To sukces, jeśli po trzech latach obowiązywania nowej ustawy 35 proc. spraw kończy się umorzeniem ze względu na „nieznaczną ilość" – mówi Piotr Jabłoński, dyrektor Krajowego Biura ds. Przeciwdziałania Narkomanii. I dodaje, że niekaranie takich osób ogranicza szkody zdrowotne i społeczne. – To często ludzie młodzi, mający przed sobą całe życie. A przez wpis w rejestrze skazanych nie dostaną pracy, nie mówiąc o wizie do Ameryki.
– Liczba umorzeń wzrosła, ale prokuratorzy rozważnie korzystają z przepisu, który na to pozwala – zaznacza Mateusz Martyniuk, rzecznik Prokuratury Generalnej. Upewniają się m.in., czy sprawca nie zamierzał handlować narkotykiem.
Po burzliwych dyskusjach liberalny przepis – art. 62a ustawy o przeciwdziałaniu narkomanii – wszedł w życie w grudniu 2011 r. Pozwala prokuratorowi umorzyć sprawę, jeśli ilość narkotyku była nieznaczna, na własny użytek, a szkodliwość czynu jest znikoma. Chodziło o to, by uświadomić zagrożenia okazjonalnym użytkownikom, a uzależnionych zachęcić do leczenia.
Najwięcej umorzeń z art. 62a było w Wielkopolsce: 795, a tamtejsze prokuratury wyprzedziły warszawskie, bo w stolicy upiekło się 744 osobom. Ponad 700 uniknęło kar na Dolnym Śląsku, a pół tysiąca w Gdańsku i miastach podległych apelacji gdańskiej.