Desperat budzi się na lotnisku z krwawiącą raną po wyciętej nerce i kilkuset dolarami w kieszeni. Wskutek nielegalnego zabiegu nieodwracalnie stracił zdrowie – to realny scenariusz, chociaż z odległych krajów. Ale prowokują go osoby, które w sieci deklarują chęć sprzedaży organów. Policja przestrzega, że takie anonse są karalne, a ich autorzy mogą paść ofiarą międzynarodowych gangów, które czerpią zyski z handlu narządami.
– Narażają się też na odpowiedzialność karną, bo nawet zamieszczanie ogłoszeń o sprzedaży, np. nerki, narusza ustawę transplantacyjną – mówi Krzysztof Hajdas, rzecznik Komendy Głównej Policji.
57 tysięcy za nerkę
Policja prowadzi rocznie od kilku do kilkunastu spraw przeciwko osobom, które w przypływie rozpaczy czy dla żartu zamieściły w sieci taki anons. Wychwytują je głównie policjanci z wydziałów do walki z cyberprzestępczością, którzy monitorują sieć, wyłapując takie przestępstwa.
W maju mundurowi z Olsztyna wypatrzyli anons kobiety z Opolszczyzny. – Podała, że szuka biorcy, deklarując, że jeśli od strony medycznej nie będzie przeciwwskazań, jest gotowa oddać nerkę za ok. 57 tys. zł – mówi Jarosław Waligóra, rzecznik Komendy Powiatowej Policji w Krapkowicach (woj. opolskie).
Zatrzymana wyznała, że propozycja była na serio, a do zamieszczenia ogłoszenia zmusił ją brak środków do życia.
W kwietniu podobne ogłoszenie dała Karolina A., pomoc kuchenna z Krakowa. – Przyznała się, ale przekonywała, że nie miała zamiaru poddać się zabiegowi usunięcia nerki – mówi Bogusława Marcinkowska z Prokuratury Okręgowej w Krakowie.