Wypłaty wstrzymał generalny inspektor informacji finansowej zaalarmowany przez bank (m.in. banki muszą informować GIIF o transakcjach o równowartości na ponad 15 tys. euro). Dwa tygodnie później Polska zdecydowała o wydaleniu 45 pracowników rosyjskiej ambasady, uznając, że prowadzą działalność szpiegowską.
Po niemal roku śledztwa (nadal się toczy, nikomu nie przedstawiono zarzutów) prokuratura uznała pieniądze za dowód rzeczowy w śledztwie i przejęła na swoje konto. Zgodnie bowiem z art. 106 prawa bankowego prokurator może zablokować środki na sześć miesięcy i przedłużyć ten czas o kolejne pół roku. To maksymalny okres.
Sama blokada środków według ekspertów jest uzasadniona.
– W ostatnim czasie prokurator wydał postanowienie o zmianie formy prawnej przechowywania środków objętych blokadami, o czym podmiot, którego dotyczyły blokady, został powiadomiony odpisem postanowienia – wskazuje nam prok. Łukasz Łapczyński, rzecznik Prokuratury Krajowej. Gdyby tego nie zrobiła, musiałaby te środki zwolnić.
Polska wygrywa
Decyzja o zajęciu kont spotkała się z ostrym sprzeciwem strony rosyjskiej. Ambasador Rosji w Polsce Siergiej Andriejew, który ujawnił tę sprawę, twierdził, że to działanie narusza konwencję wiedeńską. – Otrzymaliśmy zawiadomienie z prokuratury, że środki z kont ambasady i misji handlowej w banku Santander zostały przekierowane na konta prokuratury – oświadczył w środę dyplomata. Jego zdaniem bank zaprzestał współpracy z ambasadą, a konta zamknął. Kwoty, jaka była tam zdeponowana, nie podał, jednak jego zdaniem była ona „znacząca”. – Moskwa odpowie na decyzję Warszawy o wycofaniu pieniędzy z rachunków rosyjskiej ambasady i misji handlowej – powiedział agencji RIA Novosti rzecznik Kremla Dmitrij Pieskow. Zapytany o to, czy Polska powinna oczekiwać na działania odwetowe ze strony rosyjskiej, odpowiedział „zdecydowanie”.
Dlaczego rosyjscy dyplomaci chcieli pobrać gotówkę? Prawdopodobnie, by uciec przed sankcjami. Wcześniej bowiem bieżącą obsługę opłacała poprzez transakcje bezgotówkowe.