Generał Zbigniew Maj był komendantem głównym policji trzy miesiące (od grudnia 2015 r. do lutego 2016 r.). W niejasnych okolicznościach zmuszono go do dymisji, rozgłaszając z hukiem, że jego nazwisko „przewija” się w śledztwie o rzekome nadużycia w kaliskim samorządzie. Dziś wiadomo, że użyto tego pretekstu do pozbycia się go – wszczęte na materiałach CBA postępowanie w zeszłym roku umorzono. Po sześciu latach od „utrącenia” Maja prokuratura oskarżyła go jedynie o rzekome „przekroczenie uprawnień” – za to, że rozmawiał z dziennikarzami. Sprawa do dziś nie weszła na wokandę.
Widowiskowa akcja
W maju 2018 r. w spektakularny sposób o godz. 6 rano CBA zatrzymało gen. Zbigniewa Maja. Agenci weszli do jego domu w Kaliszu „na bojowo”. „Kładzie mi się całą rodzinę, z nieletnią córką, na podłodze, kuje się mnie w kajdany” – opowiadał wówczas mediom Maj.
Czytaj więcej
Nie odebrał wezwania, a teraz twierdzi, że jest chory - proces Bartłomieja M. odroczony.
Po latach te słowa brzmią nad wyraz wymownie.
„Plon” kilkuletnich śledztw to jedno, mizerne oskarżenie. W połowie 2021 r. Podkarpacki Wydział ds. Przestępczości Zorganizowanej i Korupcji Prokuratury Krajowej (powołany do ścigania gangów i najpoważniejszych spraw) skierował do warszawskiego sądu akt oskarżenia przeciwko Majowi o przekroczenie uprawnień, czyniąc mu zarzut z tego, że informował dziennikarzy o efektach prowadzonych przez policję działań. Formalnie ma chodzić o „ujawnianie informacji ze śledztw i czynności operacyjno-rozpoznawczych”, co miało „narazić na szkodę interes publiczny oraz interes prowadzonych postępowań”.