Sowieckie bagnety przeciw Polsce...

...czyli tak zwana wojna domowa po tak zwanym wyzwoleniu. Wiosną 1945 r. w akcjach przeciwko podziemiu uczestniczyły już pododdziały trzech dywizji: 62. 63. i 64. – wzmacniane dodatkowo jednostkami pogranicznymi NKWD

Publikacja: 26.02.2010 13:59

Mjr Zygmunt Szendzielarz „Łupaszka” (z prawej) – dowódca 5 Brygady Wileńskiej AK lato 1945, Białosto

Mjr Zygmunt Szendzielarz „Łupaszka” (z prawej) – dowódca 5 Brygady Wileńskiej AK lato 1945, Białostocczyzna

Foto: IPN

Red

Jednym z najważniejszych aksjomatów związanych z historią powojennego podziemia, ukutym i utrwalonym przez komunistyczną propagandę, był mit o tzw. wojnie domowej. Pozwalał on przedstawiać polskie siły komunistyczne jako równoprawnego konkurenta w walce o władzę w powojennej Polsce. Umożliwiał też ukrycie roli decydującego czynnika politycznego owej rozgrywki, którego obecność na terenie Polski powodowała, iż mit o wojnie domowej tracił jakikolwiek sens.

 

 

Głównym przeciwnikiem obozu niepodległościowego w latach 1944 – 1945 nie były wcale siły aparatu represji podległe komunistycznym władzom polskim, gdyż z powodu braku poparcia społecznego znajdowały się one dopiero w fazie organizacji, ale okupacyjne wojska sowieckie. Główną rolę w tych siłach odgrywały najpierw Wojska Ochrony Tyłów NKWD poszczególnych frontów, a następnie Wojska Wewnętrzne NKWD. Już w październiku 1944 w Lublinie utworzona została tzw. zbiorcza dywizja licząca ponad 10 tys. żołnierzy, która niejako „z marszu” zaczęła pacyfikować tzw. ścianę wschodnią obecnej Polski, starając się „oczyścić” teren dla PKWN.

Wiosną 1945 r. w akcjach przeciwko podziemiu uczestniczyły już pododdziały trzech dywizji: 62., 63. i 64. – wzmacniane dodatkowo jednostkami pogranicznymi NKWD obsadzającymi nowo wytyczoną granicę polsko-sowiecką, które nagminnie przekraczały ją w pogoni za kresowymi oddziałami ewakuującymi się na zachód. Wojska Wewnętrzne (a konkretnie pododdziały 2. Pułku Strzeleckiego z 64. DS) ochraniały też, co nabierało szczególnie symbolicznego charakteru, wszystkie budynki rządowe PKWN, RJN i TJNR w Lublinie, a następnie w Warszawie, chroniąc nowe komunistyczne władze przed polskim społeczeństwem (warto pamiętać, iż do wiosny 1947 r. w Forcie Bema k. Powązek stacjonował wzmocniony batalion NKWD/MWD w sile do 700 żołnierzy).

Łącznie w maju – czerwcu 1945 r. siły podległe Ludowemu Komisariatowi Spraw Wewnętrznych liczyły około 35 tys. żołnierzy. Doraźnie mogły one liczyć na wsparcie wycofywanych w Niemiec frontowych jednostek Armii Czerwonej, której cztery armie (65. Armia gen. płk. Pawła Batowa, 49. – gen. płk. Iwana T. Griszyna, 70. – gen. płk. Wasilija S. Popowa, i 4. Armia Lotnicza gen. płk. Konstantina A. Wierszynina – w sumie około 500 tys. żołnierzy) utworzyły w czerwcu 1945 r. Północną Grupę Wojsk Armii Czerwonej stacjonującą początkowo w ponad 170 garnizonach na terenie naszego kraju, aż do 1993 r.

 

 

Próbując oszacować bezpośredni wpływ Sowietów na rozwój sytuacji w Polsce – w sposób ewidentny wyczerpujący znamiona okupacji – nie sposób nie wspomnieć o ich obecności i roli w działaniach rodzimej komunistycznej bezpieki, zarówno tej spod znaku UB, jak i GZI, a także w ludowym Wojsku Polskim. A była to obecność znacząca – w MBP to około 10 proc. kadry (przede wszystkim dowódczej) – nie licząc doradców (tzw. sowietników będących faktycznymi szefami) obecnych we wszystkich 289 urzędach powiatowych (do 1947 r.) i 19 wojewódzkich (do 1954 r.), to ponad 70 proc. kadry (na stanowiskach kierowniczych zaś ponad 90 proc.) GZI, to wreszcie 40 proc. kadry w 1. Armii ludowego WP i 60 proc. w 2. Armii (kadry utworzonego w całości na bazie sowieckiej 6. Armii Lotniczej lotnictwa ludowego WP w 90 proc. składały się z Sowietów, w wojskach pancernych dowódcami wszystkich pięciu brygad byli Sowieci, a 16. Dnowsko-Łużycka Brygada wprost w całości składała się z żołnierzy Armii Czerwonej).

Dowódcami jednostek i pododdziałów z kosztowniejszym sprzętem byli „popi” – sowieccy oficerowie pełniący obowiązki Polaków. Oni narzucali sowiecki styl: przekleństwa, wygrażanie na każdym kroku, bez powodu, na wszelki wypadek. Żołnierze udawali, że nie rozumieją po rosyjsku, a „popi” nie znali polskiego i nie mogli się obejść bez pośrednictwa oficera politycznego. Zadaniem oficera politycznego było również pilnować, żeby sowiecki dowódca nie pił bez przerwy, nie robił głupstw i żeby dowodził. [...] W każdym oddziale siedział oficer NKWD, który miał swoich donosicieli. [...] Prócz tego mieliśmy oficerów informacji, których służba polegała na pisaniu oficjalnych donosów. W takich potrójnych cęgach wszyscy dowódcy byli zakładnikami, włącznie z Berlingiem i Sokorskim, którzy każdą decyzję musieli uzgadniać z NKWD.

Henryk Grynberg, Memorbuch

Tow. Stalin ostrzegał nas, że w tej chwili mamy bardzo dogodną sytuację w związku z obecnością Armii Czerwonej na naszych ziemiach. „Wy macie teraz taką siłę, że jeśli powiecie 2 razy 2 jest 16, to wasi przeciwnicy potwierdzą to” – powiedział tow. Stalin. Ale nie zawsze tak będzie. Wtedy was odsuną, wystrzelają jak kuropatwy. [...].

(z wystąpienia Bolesława Bieruta na posiedzeniu KC PPR 9 X 1944 r.)

W chwili obecnej wszystkie jednostki NKWD rozmieszczone w powiatach nawiązały łączność z naszymi powiatowymi grupami operacyjnymi i na podstawie posiadanych przez nie materiałów agenturalnych i śledczych opracowały plany operacji wojskowej rozbrojenia band AK, a w przypadku stawiania oporu – ich likwidacji.

(z raportu gen. I. Sierowa do Stalina z X 1944 r.)

 

 

W walce z polskim podziemiem niepodległościowym siły sowieckie (głównie NKWD) odniosły wiele sukcesów. Najważniejszym była z pewnością prowokacja pruszkowska, zakończona aresztowaniem 16 przywódców Polski Podziemnej. Z pewnością można do nich zaliczyć także rozbicie jesienią 1944 r. sztabu okręgu lubelskiego (w sumie straty osobowe, jakie poniosła tamtejsza organizacja, szacuje się na 10 tysięcy zabitych i aresztowanych, przy 4 tysiącach w organizacji białostockiej), rozbrojenie 30. poleskiej DP AK, 9. Podlaskiej, 27. Wołyńskiej, większości batalionów i brygad wileńskiej i nowogródzkiej AK, a także pacyfikację Puszczy Augustowskiej w lipcu 1945 r., w wyniku której zatrzymano 1600 osób, z których co najmniej 600 zostało zamordowanych w niewyjaśnionych do dzisiaj okolicznościach.

Nie zawsze jednak, mimo ogromnej dysproporcji sił, oddziały podziemia niepodległościowego stały na straconej pozycji. Wykorzystując znajomość terenu oraz element zaskoczenia, a także dysponując każdorazowo wsparciem ze strony miejscowej ludności, niejednokrotnie toczyli zwycięskie walki z sowieckimi grupami operacyjnymi. 6 V 1945 r. pod Kuryłówką w walkach z oddziałami NZW „Wołyniaka”, „Radwana”, „Mewy” i „Lisa” dowodzonymi przez mjr. Franciszka Przysiężniaka, „Ojca Jana” (200 ludzi), poległo 56 NKWD-zistów. 24 V 1945 r. w Lesie Stockim (pow. Puławy) oddziały kpt. Mariana Bernaciaka „Orlika” liczące 170 żołnierzy odparły ekspedycję NKWD i UB w sile 700 ludzi. Zginęło wówczas przeszło 60 Sowietów i ubowców.

 

 

Jedną z większych zwycięskich walk z NKWD stoczył rano 28 V 1945 r. w rejonie gajówki Majdan 1. szwadron 5. Brygady Wileńskiej. Został on zaatakowany na kwaterach przez sowiecko-polską grupę operacyjną złożoną z pododdziałów trzech „rot” strzeleckich Wojsk Wewnętrznych NKWD, wspartych pododdziałem z 11. Pułku KBW. Relacja por. Zygmunta Błażejewicza „Zygmunta” (dowódcy 1. szwadronu) świetnie oddaje charakter stoczonej wówczas gwałtownej walki, prowadzonej na bliską odległość, w której funkcjonariusze NKWD nie wytrzymali impetu polskiego kontrataku.

O świcie 27 [maja] obudził nas strzał. Za chwilę potężna strzelanina postawiła nas na nogi. Odnieśliśmy wrażenie, że nadleśnictwo [tak por. „Zygmunt” określa leśniczówkę w Majdanie] zostało otoczone. Zostawiłem sierżanta – szefa z 5 – 6 ludźmi i 2 wozami, gotowych do odskoku. Sam z około 40 ludźmi ruszyłem na odsiecz drużynie. Strzelanina nie ustawała. Jak się okazało później, otoczona z trzech stron drużyna [...] wycofała się czwartą [stroną], zostawiając zabitego „Jastrzębia” i ciężko rannego „Julka”. Drużyna była nie ostrzelana. „Wiktor” i „Kukułka” (drużynowy) twierdzili, że możliwości zabrania [go] nie było. „Julek” został dobity przez gajowego, następnego dnia. […] Tymczasem bolszewicy bili się dalej między sobą. Te polskie mundurki, a ruskiej gęby w krzakach nie widać. Niestety o tym nie wiedzieliśmy. Z dzikim „Hurrra!” przebiegliśmy nie zarośnięty pas [...]. Wpadliśmy w gęsty stary las i zaczęło się! Ciągły ogień CKM przydusił nas do ziemi. Z lewa leżał obserwator „Konar” i około 10 ludzi. Z prawej siostra „Krystyna” i dwóch. Nawet nie usiłowaliśmy strzelać. Maszynka ścinała gałęzie tuż nad naszymi głowami. Z prawa o 25 – 30 metrów pomiędzy grubymi drzewami strzelano [się] twarzą w twarz. Tam każdy dowodził sam. Po kilkuminutowej walce bolszewicy uciekli. No, są wszyscy. Zaległa cisza. Siostra „Danka” usiłowała ratować prawie odcięte trzema kulami z PPSz ramię plut. „Kima” [...]. Siostra „Krystyna” dobiegła do rannego w plecy „Ursusa” (kula spowodowała zakażenie nerek). Był jeszcze jeden lżej ranny. Bolszewicy [stracili] około 40 zabitych i rannych. Poległ kapitan dowódca. [...]

Uratował nas podmokły i zarośnięty teren. Niosąc rannych wycofaliśmy się do wozów. Cisza wkoło. Wysłałem szefa z rannymi i sekcją na melinę 5 km od Puszczy. Sam z resztą ruszyłem na poszukiwanie drużyny. Obeszliśmy z lewa (wschód, północ itp.?) nadleśnictwo. Cisza! Zostawiłem na dróżce przy potężnych dębach ludzi, sam z jednym ruszyłem do nadleśnictwa. Po przejściu 100 – 150 m dobrnęliśmy do lizjery lasu, za rzadkimi krzakami rysowały się budynki. O 40 – 50 metrów zauważyłem bolszewika w pelerynce, z automatem. Przywarliśmy do drzew. Z lewa, o 25 – 30 m, w niewielkim dołku stał wycelowany na nas [CKM] Maxim. Celowniczy siedział tyłem, dwóch pochylonych do niego coś gadało. Jeden mnie zobaczył. Skoczył błyskawicznie do CKM. Rąbnąłem krótką serię. Bałem się tego stojącego i niewidocznych. Spudłowałem haniebnie! CKM rżnął w las długą serię. Jakaś „kupa” (nie bardzo wojskowe określenie) waliła z różnej broni! Rwaliśmy do reszty. Dęby – dobra osłona. Uch! Gotowało się naokoło. Jeszcze tego wieczora dobrnęliśmy do wozów. Drużyna z „Kukułką” i „Wiktorem” dołączyła na trzeci dzień. [...]. „

Zgodnie z rozkazem generała-lejtnanta Seliwanowskiego operację mającą rozpoznać i zlikwidować bandę „Zygmunta” kontynuować do całkowitego zniszczenia bandy. Jednostek uczestniczących w operacji nie zdejmować [nie wycofywać]” (rozkaz dla dowództwa 62. Dywizji Strzeleckiej Wojsk Wewnętrznych NKWD z 24 VIII 1945 r.).

 

 

Jaki był rzeczywisty, pełny obraz represji, do dzisiaj nie wiadomo. Wiadomo o blisko 50 tysiącach ludzi wywiezionych do łagrów – do stycznia 1945 r. tylko z tzw. Polski lubelskiej. Wiadomo o istnieniu na terenie Polski systemu sowieckiego GUŁAGU, składającego się z setek doraźnie tworzonych tymczasowych aresztów i obozów, m.in. w Rembertowie, Poznaniu, Warszawie, Ciechanowie, Działdowie i Sokołowie Podlaskim. Wiadomo, iż do końca 1944 r. na północno-wschodnich Kresach II RP – według szacunkowych danych – zginęło 2500 – 3000 osób zaangażowanych w działalność polskich organizacji niepodległościowych.

Wiadomo, iż tylko 64. Dywizja WW NKWD (przebywająca w Polsce najdłużej, bo aż do wiosny 1947 r.) mogła poszczycić się rozbiciem 201 oddziałów i zabiciem blisko 2000 osób (do końca 1945 r. w walkach z jej pododdziałami miało polec blisko 1000 żołnierzy AK). Jaka była ostateczna liczba represjonowanych, zabitych bez żadnego powodu, zgwałconych kobiet, grabionych systemowo czy też indywidualnie, nie wiadomo. Wiadomo, iż była to cena, jaką społeczeństwo polskie zapłaciło za wojnę z sowieckim agresorem – zwaną w pewnych kręgach wojną domową.

Jednym z najważniejszych aksjomatów związanych z historią powojennego podziemia, ukutym i utrwalonym przez komunistyczną propagandę, był mit o tzw. wojnie domowej. Pozwalał on przedstawiać polskie siły komunistyczne jako równoprawnego konkurenta w walce o władzę w powojennej Polsce. Umożliwiał też ukrycie roli decydującego czynnika politycznego owej rozgrywki, którego obecność na terenie Polski powodowała, iż mit o wojnie domowej tracił jakikolwiek sens.

Głównym przeciwnikiem obozu niepodległościowego w latach 1944 – 1945 nie były wcale siły aparatu represji podległe komunistycznym władzom polskim, gdyż z powodu braku poparcia społecznego znajdowały się one dopiero w fazie organizacji, ale okupacyjne wojska sowieckie. Główną rolę w tych siłach odgrywały najpierw Wojska Ochrony Tyłów NKWD poszczególnych frontów, a następnie Wojska Wewnętrzne NKWD. Już w październiku 1944 w Lublinie utworzona została tzw. zbiorcza dywizja licząca ponad 10 tys. żołnierzy, która niejako „z marszu” zaczęła pacyfikować tzw. ścianę wschodnią obecnej Polski, starając się „oczyścić” teren dla PKWN.

Pozostało jeszcze 91% artykułu
Kraj
Jak będzie wyglądać rocznica koronacji Chrobrego? Czołgi na ulicach stolicy
Materiał Promocyjny
Między elastycznością a bezpieczeństwem
Kraj
Walka z ogniem w Biebrzańskim Parku Narodowym. „Pożar nie jest opanowany”
Kraj
Ministerstwo uruchomiło usługę o wulgarnym akronimie. Prof. Bralczyk: To niepoważne
Kraj
Końskie: Rafał Trzaskowski i Karol Nawrocki starli się w debacie. Krzysztof Stanowski: Wszystkich nie ma
Kraj
Wydarzenia radomskie 1976 roku ponownie trafią pod lupę śledczych