Przekonał się o tym przedsiębiorca, który kupił 21 hektarów ziemi z przeznaczeniem na zakład rehabilitacji i salon fryzjerski tuż przy wjeździe do Bornego. – Najpierw znalazł jeden niewybuch. Pomyślał, że to przypadek. Kiedy odkrył kolejne, zgłosił się do gminy z informacją, że ponosi straty, nie prowadzi działalności, bo tam jest niebezpiecznie – mówi burmistrz Renata Pietkiewicz-Chmyłkowska.
Gmina przyznała mu rację i wystąpiła do Skarbu Państwa o pieniądze na rozbrojenie terenu. Dostała 80 tys. zł. – Na jego działce znaleźliśmy 15 niewybuchów – dodaje burmistrz.
Pieniędzy wystarczyło jeszcze tylko na kilka innych działek. – A praktycznie na całym obszarze miasta są pociski, granaty ręczne, miny. Będziemy więc występowali o kolejne dotacje. Chcę przeczesać całe miasto – zapowiada Renata Pietkiewicz-Chmyłkowska. Borne-Sulinowo, położone wśród lasów Pomorza Zachodniego, było najpierw bazą wojsk niemieckich, a po wojnie radzieckich, które urządziły własne miasteczko z lotniskiem, koleją i poligonem. Tak było do października 1992 roku. Wtedy bazę opuścił ostatni sowiecki żołnierz.
– Przyjechaliśmy we wrześniu. Pamiętam, jak wzdłuż alei Niepodległości stały rzędy kontenerów. Rosjanie pakowali cały dobytek – wspomina leśnik Tomasz Skowronek.Razem z dwoma kolegami został wysłany przez Lasy Państwowe do przejęcia terenu od Rosjan. Mieli stworzyć nadleśnictwo. Bo Borne to w 70 procentach dzisiaj Lasy Państwowe, a tylko w 30 tereny gminne. Skowronek mówi, że przypominało to trochę sytuację z 1945 r., gdy Polacy przejmowali opustoszałe miasta niemieckie. – Jak odjechał ostatni pociąg, w mieście była cisza, bramy pozamykane, polscy żołnierze na wartach. Na szczęście technicznie miasto działało, był prąd, woda. Choć mieliśmy problem ze znalezieniem włączników i zamknięć. Okazało się na przykład, że jest tylko jeden licznik prądu.
Rok po przybyciu leśników Borne zostało miastem. I zaczęło mozolnie się odbudowywać. Tanie mieszkania przyciągały ludzi z całej Polski. Można je było kupić za trzy miesięczne pensje. Chętnie ciągnęli tutaj emeryci, wielu ze Śląska. – Wzięli odprawy i jechali po świeże powietrze – mówi burmistrz.