Pamiętasz skandale związane z wykorzystywaniem pracowników sieci sklepów Biedronka? – usłyszałam od pewnego oficera, gdy zapytałam, jak w wojskowym żargonie nazywane jest Ministerstwo Obrony Narodowej. – Od tamtego momentu o MON mówimy „Kierownictwo Biedronki" – dodał i wyjaśnił, że określenie wzięło się z tego, iż zwykli żołnierze mieli poczucie, że kadra kierownicza resortu traktuje ich tak jak szefostwo sieci sklepów swoich pracowników.
Tą samą nazwą wojskowi określają też czasem Sztab Generalny. – Ale najczęściej mówimy Sztab Genialny, przez „genialne" pomysły, jakie tam się rodzą – mówi żołnierz.
Język wojskowy jest uważany za wyjątkowo sztywny, a nazwy jednostek i instytucji wojskowych są długie i skomplikowane. Może dlatego w wojsku tak rozkwita język nieformalny. A żołnierzom, którzy go tworzą, można pozazdrościć kreatywności i poczucia humoru.
Najświeższy przykład? Od niedawna w polskiej armii jest korpus Narodowych Sił Rezerwowych. Rezerwiści z regularnym wojskiem mają być związani zaledwie przez miesiąc w ciągu roku, bo tyle mają trwać ich ćwiczenia. Żołnierze już twórczo rozwinęli skrót NSR – Nadal Szukam Roboty lub Najtańsza Siła Robocza.
W wojsku ze zrozumiałych względów najmniejszą sympatią cieszy się Żandarmeria Wojskowa. Doczekała się kilku prześmiewczych nazw: żołnierze wolności, muchomorki (od czerwonych beretów) czy po prostu żetony. Zaraz po żandarmach w rankingu wojskowych sympatii jest kontrwywiad wojskowy. Ma nasłuchiwać i podsłuchiwać, by wyśledzić szpiegów w armii. Kontrwywiadowcy nazywani są gumowymi uszami, gumolami lub gumisiami.