Na Legii i gdzie indziej

II Rzeczpospolita była państwem niezwykle dynamicznym.

Publikacja: 09.06.2012 01:01

Andrzej Łapicki

Andrzej Łapicki

Foto: Fotorzepa, Radek Pasterski RP Radek Pasterski

Tekst z tygodnika Plus Minus

Parę lat po odzyskaniu niepodległości zbudowano od zera (po prostu na plaży) wielkie przemysłowe miasto – Gdynię. Ośrodek z nowoczesną, ładną architekturą. Powstał port,  konkurencja dla Gdańska, który coraz bardziej niemczał. Wydawało się, że to cud, ale to był dopiero początek. W środku Polski, z dala od odwiecznych wrogów – Niemiec i Rosji,  wybudowano Centralny Okręg Przemysłowy. Dzięki tej inicjatywie powstała m.in. Huta Stalowa Wola, uroczyście otwarta w czerwcu 1939. Sam prezydent Mościcki przecinał wstęgę. Co ciekawe, w styczniu 2011 została podpisana umowa, na mocy której część huty zakupiła firma Guangxi Liugong Machinery. Chińska oczywiście.

A Warszawa? Za Starzyńskiego kwitła. Dosłownie. Na każdej latarni wisiał kosz kwiatów. Budowano, i to nowocześnie, ale do stadionów stolica nie miała szczęścia. Ładny Stadion WP z krytą trybuną nadawał się na mecze piłkarskie. Bieżnia żużlowa wytrzymywała ewentualnie próby lekkoatletów, ale na pocieszenie dzisiejszych budowniczych Stadionu Narodowego: i tu popełniono gafy. Stadion piłkarski otoczony był przepisową, 400-metrową bieżnią. Widziałem na niej „Kusego", widziałem debiut Nojiego w zwycięskim pojedynku z Iso  Hollo. Wokół bieżni ciągnął się 500-metrowy tor kolarski. Jego żywot był krótki. Pięć lat.  Już po roku z powodu uszkodzonej nawierzchni kolarze startowali na własne ryzyko. To lepszy błąd niż schody na Pradze. Schody się załata, a tu postawiono przed wojną na nieszczęsnym torze drewniane trybunki. Brzydko to wyglądało, a i widać było nie najlepiej. Prawdopodobnie u nas tak już musi być.

Były jeszcze małe stadiony. Na przykład przepięknie położony  w parku Skaryszewskim  stadion AZS, który zagrał w filmie „Wacuś" z Adolfem Dymszą w roli bramkarza. Dalej  KS Grochów, klub zabijaków wciśnięty pomiędzy obdrapane czynszowe kamienice. W końcu  stadion  Warszawianki, gdzie dziś jest klub sportowy Skra. Trybuny były drewniane, niezbyt stabilne. Na meczu Ruch – Warszawianka (4:0) w 1938 roku tłum ze stojącej trybuny tak naparł, że runęła na boisko kupa widzów pomieszanych z deskami. Na szczęście nikomu nic się nie stało, obrazek był nawet śmieszny.

A więc bywało różnie.

A teraz, co z kibolami? Moim zdaniem bilety są za tanie, więc piłka nożna to nie może być ekskluzywny sport. Pamiętam mecz o wejście do finałów mistrzostw świata 1937 – Polska

– Jugosławia 4:0. Nawet ranga i stawka spotkania nie ściągnęły kompletu widzów. Dlaczego? Bo bilety były po 8 zł. Przed wojną  masa forsy. Słyszałem dialog przy kasie: „Bierzecie jak do opery", na co kasjerka: „Bo u nas śpiewa Wilimowski!". Nie martwmy się więc o Euro.

Jak mówił Mickiewicz: „... i jakoś to będzie".

Tekst z tygodnika Plus Minus

, czerwiec 2011

Kraj
Pałac Prezydencki: Czy media społecznościowe zdominują kampanię prezydencką 2025 roku?
Kraj
Nowej nadziei na nowy rok
Kraj
Ukraina: Były redaktor naczelny dziennika „Rzeczpospolita” Grzegorz Gauden odznaczony „Za odwagę intelektualną”
Kraj
Życzenia świąteczne od „Rzeczpospolitej”: Bóg się nam rodzi!
Materiał Promocyjny
Kluczowe funkcje Małej Księgowości, dla których warto ją wybrać
Kraj
„Gaude Mater Polonia” nie wróci do nas szybko
Materiał Promocyjny
Najlepszy program księgowy dla biura rachunkowego