Ponieważ jednak auto jest nowiutkie, elektronika też jest najnowsza, mało kto potrafi się z nią obchodzić. Stoi więc sobie audi na policyjnym parkingu i cierpliwie czeka na mechaników, by te cudeńka sprawnie wymontowali. Potem przyjdzie czas na fachowca, który potrafi elektroniczne zapisy odcyfrować. Nawet jeden został już o to poproszony przez śledczych, którzy nie chcą ujawniać jego nazwiska. Ponieważ jednak takich super fachowców jest w Polsce dwóch, cała nadzieja w tym, że ten drugi nie ogłosi, że to nie on dostał zlecenie. Bo wtedy całą anonimowość szlag trafi.
Najpierw szybka decyzja władz, potem kilka godzin na spakowanie rzeczy pod okiem tajniaków, w końcu przejazd na lotnisko i podróż do odległego miejsca, w którym czeka cela więzienna lub obóz odosobnienia…
To nie jest scenka z czasów ZSRR, której bohaterami byli dysydenci kwestionujący komunistyczną władzę. Tak – według tureckich dyplomatów, z którymi rozmawiała „Rzeczpospolita” – polskie władze powinny potraktować mieszkających u nas ludzi, których Ankara podejrzewa o sympatyzowanie z Fethullahem Gulenem. Ten muzułmański kaznodzieja jest przez turecki rząd oskarżany o przygotowanie nieudanego zamachu stanu. W samej Turcji tysiące jego zwolenników wylądowało w więzieniach, dziesiątki tysięcy straciło stanowiska, pracę albo jest szykanowanych.
Sam Gulen mieszka w USA, ale Ankara chce jego deportacji. Wywiera też presję na inne kraje, by zakazały działalności instytucji, które uważa za „gulenowskie”. W Polsce miałaby to być m.in. warszawska szkoła Meridian oraz Akademia Finansów i Biznesu Vistula. Władze tych instytucji zaprzeczają jakimkolwiek powiązaniom z Gulenem, choć przyznają, obywatele tureccy oraz Polacy tureckiego pochodzenia byli we władzach uczelni.
Co na to polski MSZ? Przyznaje, że strona turecka „poruszała” ten temat. Może przypomnimy Turkom czasy rozbiorów, których jako jedyni nie uznali? Wtedy formalnie nieistniejący Lechistan szanowali, a dziś Polskę już mniej?