20 lipca 1969 roku Neil Armstrong, dowódca wyprawy Apollo 11, stanął jako pierwszy człowiek na powierzchni Księżyca. W związku z przypadającą dziś 50. rocznicą tych wydarzeń przypominamy tekst z 2016 roku.
9 września 2002 r. w Hotelu Beverly Hills w Kalifornii doszło do przykrego incydentu. Byłemu astronaucie Edwinowi „Buzzowi" Aldrinowi, który jako drugi człowiek postawił nogę na powierzchni Księżyca, zastąpił drogę niejaki Bart Wilfried Sibrel, nawiedzony zwolennik teorii spiskowej głoszącej, że wyprawa księżycowa Apollo 11 i pierwszy w historii ludzkości spacer człowieka po powierzchni Księżyca jest mistyfikacją i jednym wielkim oszustwem. Sibrel trzymał w ręku Biblię i siłą chciał wymusić na Aldrinie złożenie przysięgi, że lądowanie na Księżycu rzeczywiście się odbyło. Były astronauta i bohater narodowy Ameryki usiłował ominąć natręta, ale gdy ten nie ustąpił i, blokując mu drogę, nazwał astronautę „tchórzem, kłamcą i złodziejem", 72-letni Aldrin nie wytrzymał i wymierzył napastnikowi cios prosto w szczękę. Wykorzystując zapis wideo z monitoringu hotelowego, Sibrel usiłował wnieść oskarżenie przeciwko Aldrinowi, jednak policja i sąd uznały, że astronauta został w oczywisty sposób napadnięty i sprowokowany. Sam Bart Sibrel oświadczył poźniej, że napisał do Aldrina list z przeprosinami.
Ten incydent wpisuje się w szereg teorii spiskowych głoszących, że lądowanie Amerykanów na Księżycu to jedna wielka mistyfikacja. Na głównego antybohatera wyrósł niespodziewanie Stanley Kubrick, twórca słynnej „2001: Odysei kosmicznej". Miał on krótko przed śmiercią wyznać w wywiadzie telewizyjnym, że na polecenie rządu USA i NASA zaaranżował i sfilmował rzekome lądowanie w studio filmowym, które znajdowało się w Flagstaff w Arizonie. Cały świat osłupiał, czytając rzekome oświadczenie słynnego reżysera, ale przecież internet, a zwłaszcza YouTube jest idealną platformą do przekazywania najbardziej nieprawdopodobnych sensacji. Być może Kubrick wzorował się na swym nieco starszym koledze po fachu, Georgesie Meliesie, i jego dziele z 1902 r. „Podróż na Księżyc", obalając pseudonaukowe twierdzenia głoszące m.in. niemożność pokonania tzw. pasów Van Allena otaczających Ziemię itd. Trzeba odnotować istnienie szerokiego spektrum ludzi negujących lądowanie na Księżycu: od fundamentalistów biblijnych aż po rozpaczliwie pragnących zaistnieć medialnie quasinaukowców i łowców sensacji.
Siła napędowa kosmonautyki
Sukcesy ZSRR w dziedzinie kosmonautyki, jakie dokonały się w II połowie lat pięćdziesiątych XX wieku, w tym wysłanie w przestrzeń okołoziemską pierwszego sztucznego satelity Ziemi – Sputnika, a następnie lot Łajki i wreszcie lot Jurija Gagarina wywołały zazdrość amerykańskiej opinii publicznej, a także niepokój elit rządzących najpotężniejszym krajem wśród zachodnich demokracji. Trwała zimna wojna. Obie superpotęgi – USA i ZSRR – zaciekle konkurowały ze sobą we wszystkich możliwych obszarach.
Zdumiony tempem sowieckich badań nad rozwojem kosmonautyki prezydent Dwight Eisenhower zlecił rozpoczęcie prac nad programem amerykańskich lotów załogowych. Po amerykańskich programach kosmicznych Mercury i Gemini przystąpiono do prac nad programem Apollo. Następca Eisenhowera, demokrata John F. Kennedy, roztoczył przed narodem amerykańskim wizję wysłania człowieka na Księżyc i bezpiecznego sprowadzenie go na Ziemię. Wtedy, w latach 1961–1962, jego słowa brzmiały dla wielu słuchaczy jak cytaty z książek science fiction, ale słowa o lądowaniu na Srebrnym Globie pobudziły wyobraźnię i marzenia Amerykanów o gwieździstym sztandarze zatkniętym na jedynym naturalnym satelicie Ziemi.