Na świecie i w Polsce dzieje się tyle, że nic dziwnego, iż jedna z najważniejszych zmian przeszła niemal niezauważona. W połowie listopada Izba Reprezentantów przyjęła regulację zaakceptowaną wcześniej przez Senat, dotyczącą komercyjnego wykorzystania przestrzeni kosmicznej. Nie owijając w bawełnę – zrobiono pierwszy krok do prywatyzacji kosmosu.
W założeniu Commercial Space Launch Competitiveness Act ma służyć rozwojowi amerykańskiego prywatnego sektora kosmicznego. Firmy mają ponosić mniejsze koszty, a jednocześnie móc wydobywać i sprzedawać surowce pochodzące z planetoid, planet i księżyców. Taki przywilej jest sprzeczny z międzynarodowymi traktatami. W tym również takimi, które Stany Zjednoczone ratyfikowały.
Nowe przepisy czekają na podpis prezydenta. Ustawę zaproponowali republikanie, jednak znalazła poparcie również wśród demokratów.
– Projekt zachęca sektor prywatny do wystrzeliwania rakiet, ponoszenia ryzyka i mierzenia w gwiazdy. Praktycznie każda ze stron go wspiera – zapewniał Lamar Smith, szef Komisji Nauki Izby Reprezentantów. Wtórował mu republikański kongresmen Kevin McCarthy: – Pozwoli następnemu pokoleniu pionierów eksperymentować i uczyć się bez krępujących innowacyjność więzów nadmiernych regulacji.
Te więzy to m.in. uprawnienia Federalnej Administracji Lotnictwa (FAA) w sprawach bezpieczeństwa lotów kosmicznych. Prywatne firmy uzyskały wydłużenie okresu działania bez kontroli FAA do ośmiu lat. To także przejęcie przez państwo odpowiedzialności za szkody wyrządzone przez „działalność kosmiczną" prywatnych firm ponad sumy ubezpieczenia – co ma je uchronić przed upadłością.