Tekst z archiwum "Rzeczpospolitej"
Meteoryt uderzył w Ziemię w pobliżu peruwiańskiego Carancas, 1,3 tys. km na południe od Limy. Świadkowie mówili, że widzieli na niebie ognistą kulę, która zmierzała w ich kierunku. Mieszkańcy opowiadali, że usłyszeli odgłos eksplozji i poczuli drżenie ziemi. W miejscu, gdzie kula uderzyła, powstał krater o głębokości ośmiu i szerokości 20 metrów.
Zapoczątkowało to serię dziwnych wydarzeń. Zachorowało kilkaset osób z Carancas i okolicy. - Mieli bóle głowy, problemy ze wzrokiem, podrażnioną skrę, mdłości i wymioty - opowiadał Nestor Quispe, burmistrz miasta.
Rolnicy skarżyli się na dziwne zachowanie bydła i owiec, w tym utratę apetytu. - Wystąpiliśmy o przeprowadzenie analiz terenu - mówił Heber Mamani, jeden z mieszkańców. Bali się oni zwłaszcza tego, że skażeniu mogły ulec źródła pitnej wody.
Od początku uznano, że przyczyną złego samopoczucia ludzi i zwierząt były najprawdopodobniej cuchnące gazy, jakie wydobywały się z błotnistego wnętrza krateru. Były one tak silne, że jeden z naukowców, który zjawił się na miejscu, mimo założenia maski skarżył się na podrażnienie gardła i nosa. Jak relacjonował lokalny dziennikarz Martine Hanlon agencji BBC, eksperci ocenili, że gazy powstały w wyniku chemicznej reakcji, do jakiej doszło po kontakcie meteorytu z Ziemią. W rezultacie pod wpływem bardzo wysokiej temperatury stopieniu uległy pokłady siarki, arsenu i innych toksycznych substancji. - Mógł być to wypadek satelity, co jednakże wykluczyliśmy z braku na miejscu zdarzenia radioaktywności - mówił Renan Ramirez z Instytutu Energii Nuklearnej.