A jest tych wagonów coraz więcej. W kolejnych znajdują się sprawy o coraz większym ciężarze gatunkowym. To już nie tylko oskarżenia i postępowania w sprawach nadużyć popełnionych przez biskupów pomocniczych czy rządców pomniejszych diecezji (obok Janiaka także choćby Szkodonia z Krakowa czy Tomasika z Radomia).
W ostatnim czasie wypłynęły przecież sprawy dwóch emerytowanych kardynałów – Gulbinowicza i Dziwisza. Postępowanie w sprawie tego pierwszego według uprawdopodobnionych informacji zostało zakończone i przekazane do Stolicy Apostolskiej, co świadczy o stwierdzeniu podstaw do jego dalszego prowadzenia przez kongregację. O powadze sytuacji świadczą liczby. W sumie zarzuty ukrywania czynów pedofilskich bądź niereagowania na otrzymywane informacje mogą dotyczyć ponad 30 hierarchów, czyli około jednej piątej polskiego episkopatu. Są wśród nich arcybiskupi - katowicki Wiktor Skworc oraz szczecińsko – kamieński Andrzej Dzięga.
Dzisiejsze odsunięcie biskupa Janiaka to drugi zdecydowany sygnał Stolicy Apostolskiej w sprawach polskich hierarchów. Niewielu obserwatorów życia kościelnego w Polsce spodziewało się odejścia abp. Głodzia dokładnie w dniu 75 urodzin. Jeszcze 12 sierpnia tego roku naczelny „Więzi” Zbigniew Nosowski pod wymownym tytułem „Z Gdańska na watykański Berdyczów” pisał o historii wystąpień duchownych i świeckich sprzeciwiających się nagannym zachowaniom gdańskiego metropolity. Próbowali oni zwrócić na nie uwagę władz kościelnych, w tym samego papieża, i doprowadzić do dymisji hierarchy. Mocnym akordem był apel do Papieża Franciszka opublikowany 29 czerwca na łamach włoskiego dziennika „La Repubblica”. Choć nie znalazło się w nim, jak pierwotnie planowano, nazwisko Głodzia, wołanie „Odbuduj nasz Kościół!” zostało dostrzeżone. Nazajutrz po publikacji dyrektor biura prasowego Stolicy Apostolskiej potwierdził, że papież został o niej poinformowany. „Cały Kościół musi uczynić wszystko, aby były stosowane normy kanoniczne, przypadki nadużyć zostały ujawnione i winni tych ciężkich przestępstw zostali ukarani” – słowa rzecznika Watykanu dawały nadzieję na konkretne działania.
Na tym tle gorzka konstatacja Nosowskiego sugerowała raczej prawdopodobieństwo typowego rozwoju wydarzeń, znanego z większości analogicznych przypadków: złożenie rezygnacji przez biskupa w związku z osiągnięciem wieku 75 lat, powierzenie mu dalszego administrowania diecezją i powołanie następcy w kilka czy nawet kilkanaście miesięcy później. Tak było nie tylko w skądinąd spektakularnym przypadku kard. Dziwisza, któremu sprawowanie urzędu przedłużono aż o dwa i pół roku, lecz także w mało znaczących przypadkach, jak choćby biskupa świdnickiego Ignacego Deca. W wypadku Głodzia stało się inaczej.
W kontekście wydarzeń ostatnich miesięcy przyjęcie jego dymisji w pierwszym możliwym dniu z pewnością nie jest bez znaczenia, choć przez wielu zostało odczytane jako krok niewystarczający. Bulwersujące fakty ukazujące niektóre aspekty funkcjonowania gdańskiego hierarchy, ujawnione czy to w filmie braci Sekielskich (ukrywanie księży pedofilów, w tym powszechnie znanych jak ks. Cybula czy prałat Jankowski), czy dzięki wystąpieniom odważnych księży i katolików z archidiecezji gdańskiej (poniżanie kapłanów, mobbing, ekscesy alkoholowe), czy wreszcie dzięki publikacjom prasowym (rozrzutny tryb życia i pławienie się w pałacowych luksusach w Gdańsku czy prywatnej Bobrówce) w opinii publicznej już dawno powinny doprowadzić do jego dymisji. Z tego punktu widzenia „urodzinowa” dymisja Sławoja Głodzia mogła być sygnałem pozytywnym. Mogła, gdyby za nią poszła nominacja jego następcy. Czasu na jego wybór było wystarczająco dużo, wszak osiągnięcie wieku emerytalnego nie jest dla nikogo zaskoczeniem. Zamiast tego zdecydowano się na rozwiązanie tymczasowe – administratorem apostolskim sede vacante w Gdańsku został biskup elbląski Jacek Jezierski. Jego pierwsza deklaracja po nominacji – zasadniczych reform nie będzie. Z jednej strony to w pełni zrozumiałe, gdyż jego rola jest tylko przejściowa, z drugiej jednak taka postawa budzi zdziwienie w obliczu wiedzy o gdańskich nieprawidłowościach, by nie rzec – patologiach. Zdecydowane działania mógłby podjąć mianowany od razu pełnoprawny arcybiskup gdański. Czy poszukiwania zaniedbano, czy też sytuacja w archidiecezji jest tak trudna, że ciężko było znaleźć chętnego kandydata – zadawane w sierpniu pytania już niedługo znajdą – zadowalającą, mam nadzieję, wielu – odpowiedź.