Mówiąc o prześladowaniu Kościoła, nie musimy już szukać na mapie odległego kraju na innym kontynencie. Wystarczy zajrzeć za wschodnią granicę. Białoruś Aleksandra Łukaszenki znalazła się na drugiej pozycji pod względem liczby uwięzionych i zatrzymanych katolickich duchownych. Z opublikowanego niedawno raportu papieskiego stowarzyszenia Pomoc Kościołowi w Potrzebie wynika, że tylko w ubiegłym roku doszło tam do zatrzymania dziesięciu księży. Trzech z nich pod koniec roku jeszcze przebywało w więzieniu.
Gorzej od Białorusi wypada tylko Nikaragua, gdzie w ubiegłym roku internowano 46 przedstawicieli Kościoła. Ale nawet tam Watykan ma większą siłę przebicia niż w państwie Łukaszenki. Kilka dni temu rząd w Managui uwolnił 19 duchownych (w tym bp. Rolando Alvareza), większość już jest w Stolicy Apostolskiej.
Czytaj więcej
Władze odbierają białoruskim katolikom jedną z najważniejszych świątyń kraju. Zamykają też jedyną katolicką szkółkę.
Od listopada w więzieniu przetrzymywany jest ks. Henryk Okołotowicz, proboszcz parafii św. Józefa w Wołożynie (koło Mińska). 63-latek został oskarżony o „zdradę państwa” i grozi mu nawet 15 lat łagrów. Ma kłopoty zdrowotne, ale władze więzienne, jak donoszą niezależne media, nie pozwoliły przekazać mu nawet ciepłych ubrań. Kapłan ma polskie pochodzenie i był pierwszym duchownym katolickim, których jeszcze za czasów ZSRR (w 1984 roku), ryzykując wpadnięcie w ręce milicji, odprawił mszę świętą w Katyniu.
Za co podpadł Łukaszence? – Księża na Białorusi znajdują się pod ogromną presją. Są jednak duchowni, którzy mówią ludziom prawdę. I cierpią z tego powodu, tak jak ks. Okołotowicz. Za swoją postawę właśnie trafił do aresztu KGB – mówi „Rzeczpospolitej” dobrze zorientowany rozmówca.