– Czego jak czego, ale cofać się to Rosja się nauczyła. To już ich czwarty odwrót w ciągu ostatnich dwóch miesięcy. No, w tym trudno z nimi konkurować – podsumował pułkownik ukraińskiej służby bezpieczeństwa i jednocześnie deputowany parlamentu Roman Kostenko.
Rosyjski odwrót zaczął się znacznie wcześniej, niż w telewizji ogłosił go minister obrony Siergiej Szojgu. – To była komedia odegrana dla rosyjskich obywateli, propaganda – wyjaśnia Kostenko.
Zwinny odwrót
Nawet w niedzielę nie było jasne, ile rosyjskich wojsk opuściło przyczółek chersoński. Początkowo ukraiński wywiad oceniał ich liczebność na tym terenie na 15–21 tys. żołnierzy, obecnie 20–30 tys. Nie wiadomo, ilu z nich zginęło, ani ile sprzętu stracili. Na razie wydaje się, że straty zarówno wśród wojskowych, jak i uzbrojenia są niezbyt duże, jak na tak wielką operację, jaką było wyprowadzenie z prawie zatrzaśniętej pułapki kilkudziesięciu tysięcy żołnierzy. - Całkowicie panowaliśmy nad ich drogami zaopatrzenia. Jeszcze miesiąc i zaczęłoby im brakować wszystkiego, nawet butów – z żalem mówi jeden z ukraińskich żołnierzy.
– Cofali się bardzo umiejętnie. Zostawiali za sobą oddziały osłonowe, minowali ogromne terytoria – przyznaje Kostenko w rozmowie z portalem „Nastojaszczije Wremia”.
„Ludzie, proszę! Szczególnie w Sniehiriwce, nie łaźcie wszędzie. Już 12 osób wyleciało w powietrze na minach, są zabici” – w ten sposób wracające ukraińskie władze zaczęły zwracać się do mieszkańców wyzwolonych terenów. Wszyscy przyznają, że ofiarami masowego, rosyjskiego minowania są właśnie cywile, a nie wojskowi.