Teoretycznie nie ma to związku z ostatnimi atakami Rosji na cele cywilne w Ukrainie i z nuklearnymi groźbami Władimira Putina. NATO corocznie przeprowadza ćwiczenia pod nazwą Steadfast Noon (Niezłomne Południe), które – oczywiście bez użycia prawdziwej broni – sprawdzają, jak sojusz jest przygotowany na ewentualne ataki nuklearne. Ale fakt, że tym razem NATO nie odwołuje tego przedsięwzięcia, jest znaczący. Na pytanie, czy nie obawia się, że może to zostać odczytane przez Moskwę jako prowokacja, szef sojuszu oświadczył, że ewentualne odwołanie ćwiczeń w obecnej sytuacji byłoby bardzo złym sygnałem.
– Gdybyśmy nagle odwołali rutynowe, od dawna zaplanowane, ćwiczenia z powodu wojny w Ukrainie, to byłby absolutnie zły sygnał. I musimy zrozumieć, że stanowcze, przewidywalne zachowanie NATO, nasza siła militarna, to najlepszy sposób zapobiegania eskalacji – powiedział Jens Stoltenberg przy okazji spotkania ministrów obrony państw NATO w Brukseli. Sekretarz generalny sojuszu poinformował też, że NATO nie zaobserwowało żadnych niepokojących ruchów po stronie Rosji.
Czytaj więcej
Białoruskie KGB straszy rodaków zamachami, dywersjami i bojówkarzami. Ale dyktator nie ma żołnierzy do wojny z Ukrainą. Eksperci twierdzą, że musiałby ogłosić mobilizację.
– Ale pozostaniemy czujni, będziemy nadal uważnie monitorować, ponieważ zagrożenia nuklearne, retoryka nuklearna i zawoalowane zagrożenia ze strony Rosji są niebezpieczne i lekkomyślne – stwierdził Norweg.
Po zabójczych atakach rakietowych na ukraińskie miasta Kijów apeluje o więcej sprzętu, w szczególności o systemu obrony przeciwlotniczej. Taki sprzęt już dostał wcześniej, dzięki czemu przechwycił połowę rakiet lecących na Kijów. Ale żeby nie ginęli ludzie, musi mieć tego więcej. Niemcy już wysłały system IRIS-T, kolejne dostawy zapowiedziały Stany Zjednoczone.