To Piotr Kaczkowski zaprezentował w Polsce pierwszy singiel The Beatles “Love Me Do” i uczył wiele pokoleń Polaków magii radia, wprowadzał w tajniki rocka, a także zaszczepiał nam poprzez muzykę wolność, emitując takie albumy jak „The Wall” Pink Floyd czy takie piosenki jak „Autobiografia” Perfectu.
Ale nie tylko brak Piotra Kaczkowskiego w Trójce jest problemem. Jest nim brak reakcji rządu i Rady Mediów Narodowych na odejście z Trójki ogromnej liczby wybitnych dziennikarzy. To coraz większy skandal, który przebija się także do światowych publikatorów.
Byłoby dobrze, gdyby z reprezentacją byłego już zespołu Trójki, który nie chce mieć nic wspólnego z politycznymi praktykami dyrektora Tomasza Kowalczewskiego – spotkał się wicepremier i minister kultury Piotr Gliński.
Nie chodzi o politykę. Tylko o demokratyczny charakter mediów publicznych, w których mają prawo pracować dziennikarze o wielkim doświadczeniu, zasłużeni dla polskiego eteru, mający tysiące wiernych słuchaczy od lat, a nawet dekad.
To jest w interesie także obecnego rządu PiS. Mało kto wierzy już przecież w oficjalną wersję dyrekcji Trójki oraz Polskiego Radia.
Tak wielu wybitnych radiowych twórców nie odeszłoby z ukochanego miejsca pracy, gdyby dało się tam wytrzymać. Gdyby był tam choć cień szacunku dla poglądów i godności drugiego człowieka i pracownika oraz prezentowanych artystów.
A najobrzydliwsze jest to, że dla obrony wątpliwej politycznej opinii znowu niszczeni są ludzie, używane najgorsze ubeckie i komunistyczne metody, jakie kojarzą się z Marcem’68, kiedy zdjęto z afisza „Dziady”, ponieważ artyści mieli odwagę powiedzieć prawdę o polskiej polityce, która była oparta na kompromitujących, wasalnych zasadach.
Niesmak potęguje fakt, że cała afera odbywała się w czasie, który przypadał na setne urodziny Karola Wojtyły. Chyba nikt nie powie, że Jan Paweł II popierał niszczenie ludzi, artystów i przywracanie cenzury?
Kto z rządu podejmie się mediacji i dialogu?