Jerzy Haszczyński: Pakt Merkel-Macron-Putin

Gdzie ma być ta nowa wolna Białoruś? W UE? W NATO? Przede wszystkim należy zadać pytanie; gdzie większość Białorusinów chciałaby się znaleźć.

Aktualizacja: 21.08.2020 06:07 Publikacja: 19.08.2020 18:50

Jerzy Haszczyński: Pakt Merkel-Macron-Putin

Foto: AFP

Bunt na Białorusi nie przypomina żadnego innego – masowy, ale łagodny. Heroiczny, radosny, wzruszający, wspaniały. Czy zatem podejście Zachodu do historycznych wydarzeń w tym kraju może przypominać reakcję na gwałtowne przemiany gdzie indziej? Na przykład na Ukrainie przed kilkoma laty?

Może. Na razie, co potwierdził zdalny szczyt Unii Europejskiej w środę, wygląda podobnie. Jak zwykle, gdy w pobliżu jest Rosja, możni Zachodu biorą pod uwagę jej dobre samopoczucie, dla dobrego samopoczucia zaś własnych społeczeństw troszkę grożą jej palcem. Skoro Moskwa uważa, że to jej strefa wpływu, to niech tak będzie. Oby tylko wstrzymała się od interwencji militarnej i pogodziła z tym, że promoskiewskiego dyktatora być może – choć niekoniecznie – zastąpi polityk z realnym poparciem społecznym, ale oczywiście bez jakichkolwiek antykremlowskich planów. By zostało z grubsza, jak jest.

Jako pozytywny przykład podaje się Armenię, gdzie w 2018 r. uliczne protesty zmiotły Serża Sarkisjana, który wydawał się wiecznym przywódcą, wiecznie prorosyjskim. Jego następcą został przywódca buntu Nikol Paszynian, tylko chwilę nie było jasne, jaki kierunek polityki międzynarodowej obierze. Pozostał przy prorosyjskiej.

Na razie wygląda na to, że w sprawie Białorusi mamy taki plan jak zwykle – zostawiający naszego sąsiada pod opieką Moskwy w zamian za to, że opieka nie obejmuje inwazji, okupacji ani mordowania Białorusinów na ulicach i w więzieniach. Pakt Merkel–Macron–Putin.

Białoruś to nie Armenia, która leży wciśnięta między wrogie państwa, Turcję i Azerbejdżan. Wrogie raczej na wieczność. Ale Białoruś to także nie jest kraj, o którym możemy z całą pewnością powiedzieć, że swoje miejsce widzi w organizacjach świata zachodniego. Przebudzenie Białorusinów, które podziwiamy od prawie dwóch tygodni, nie nastąpiło w wyniku wielkiego snu o Zachodzie. Protestujących jednoczy niechęć do Aleksandra Łukaszenki, do totalnego fałszerstwa wyborczego i do przemocy, którą zastosował w obronie swojej władzy. Masowo pożądana przemiana to koniec dyktatury.

A gdzie ma być ta nowa wolna Białoruś? W UE? NATO? Niektórzy już się oburzają, że jej się tego nie obiecuje. Że jeszcze nie ma planu przyjęcia. Przede wszystkim należy zadać pytanie gdzie większość Białorusinów chciałaby się znaleźć. Nie wiemy. A kształtujące się przywództwo protestu i w razie sukcesu: odsunięcia dyktatora, okresu przejściowego, nie wypisuje takich haseł na sztandarach. Białorusini i pod tym względem są inni. Świadomi konsekwencji? Może pragmatyczni? Skoro tyle lat czekali na zmiany, to jeżeli się one zrealizują, to nad kolejnymi krokami można się będzie zastanowić.

Jeżeli ta diagnoza stanu białoruskiej duszy jest trafna, to i ocena paktu Merkel–Macron–Putin wypada lepiej. Nie wiązałby się on bowiem z pogrzebaniem białoruskich nadziei i marzeń. Realia są bowiem takie: niezależnie od tego, czy uważamy to za cynizm albo pogwałcenie prawa do wyboru swojej drogi, NATO i UE i tak w dającej się przewidzieć przyszłości nie otworzą się na Białoruś. Tak jak nie otworzyły się na Ukrainę. Która zresztą z powodu marzeń straciła kawał terytorium. Ale jest jeszcze ta niedająca się przewidzieć przyszłość. Oby jak najlepsza dla Białorusi, naszego sąsiada.

Bunt na Białorusi nie przypomina żadnego innego – masowy, ale łagodny. Heroiczny, radosny, wzruszający, wspaniały. Czy zatem podejście Zachodu do historycznych wydarzeń w tym kraju może przypominać reakcję na gwałtowne przemiany gdzie indziej? Na przykład na Ukrainie przed kilkoma laty?

Może. Na razie, co potwierdził zdalny szczyt Unii Europejskiej w środę, wygląda podobnie. Jak zwykle, gdy w pobliżu jest Rosja, możni Zachodu biorą pod uwagę jej dobre samopoczucie, dla dobrego samopoczucia zaś własnych społeczeństw troszkę grożą jej palcem. Skoro Moskwa uważa, że to jej strefa wpływu, to niech tak będzie. Oby tylko wstrzymała się od interwencji militarnej i pogodziła z tym, że promoskiewskiego dyktatora być może – choć niekoniecznie – zastąpi polityk z realnym poparciem społecznym, ale oczywiście bez jakichkolwiek antykremlowskich planów. By zostało z grubsza, jak jest.

Komentarze
Artur Bartkiewicz: Dlaczego PiS wciąż nie wybrał kandydata na prezydenta? Odpowiedź jest prosta
Komentarze
Mentzen jako jedyny mówi o wojnie innym głosem. Będzie czarnym koniem wyborów?
Komentarze
Karol Nawrocki ma w tej chwili zdecydowanie największe szanse na nominację PiS
Komentarze
Jerzy Surdykowski: Antoni Macierewicz ciągle wrzuca granaty do szamba
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Komentarze
Jan Zielonka: Donald Trump nie tak straszny, jak go malują? Nadzieja matką głupich