Radosław Piesiewicz do władzy w Polskim Komitecie Olimpijskim (PKOl) dopłynął na fali obietnic pieniędzy, które pozyskiwał później głównie z obsadzonych przez ludzi poprzedniej władzy spółek Skarbu Państwa. Dziś podkreśla, że niczego nie zawdzięcza politycznym koneksjom, ale jednocześnie działa w stylu, do jakiego przyzwyczaiła Zjednoczona Prawica.
Prezes jeszcze w październiku zapewniał na łamach „Rzeczpospolitej”, że kwestia polskiego kandydata do członkostwa w MKOl wymaga dyskusji. Ale jeśli taka się odbyła, to nie w przestrzeni publicznej. PKOl decyzję o rekomendacji Andrzeja Dudy podjął po cichu, bez zapowiedzi. Temat w agendzie spotkania zarządu znalazł się pod hasłem „sprawy różne”, co – jak słyszymy – było efektem pilności tematu, bo prezydent z szefem ruchu olimpijskiego Thomasem Bachem miał rozmawiać kilka dni wcześniej.
Andrzej Duda i MKOl. Czy Maja Włoszczowska straci stanowisko?
Rekomendacja rozpętała burzę. Sławomir Nitras napisał, że „panowie brzydko się bawią”. Donald Tusk oznajmił zaś, że „źli ludzie najwyraźniej wmanewrowali pana prezydenta w tę olimpijską awanturę” i „kiedy tylko się zorientuje, że zajął miejsce medalistce olimpijskiej, z pewnością podejmie właściwą decyzję”. Choć raczej powinniśmy się zastanowić, kto wmanewrował premiera w takiego tweeta.
Duda miejsca nikomu nie zajmie. Maja Włoszczowska jako wiceprzewodnicząca Komisji Zawodniczej i przedstawicielka sportowców jest członkinią tymczasową MKOl od 2021 roku. Potencjalne przyjęcie prezydenta jej pozycji nie zmieni. Uniemożliwiłoby to jedynie Włoszczowskiej starania o reelekcję w 2028 roku – już do roli członka stałego, bo każdy kraj może mieć jednego takiego przedstawiciela. To, czy dwukrotna wicemistrzyni olimpijska miałaby w ogóle szansę, to na razie spekulacje.