Michał Płociński: Rezygnacja Bidena jest tak zaskakująca, że przegrałbym dom i auto, gdybym się założył

Jeśli coś na pewno wiemy o polityce, to właśnie to, że tacy polityczni wojownicy jak Joe Biden zawsze woleliby zginąć na placu boju, niż uciec przed walką. Proszę się nie łudzić, że prosta odpowiedź, że po prostu bał się polec z Donaldem Trumpem, jakkolwiek wyjaśnia, dlaczego zrezygnował z walki o prezydenturę w USA.

Publikacja: 21.07.2024 21:06

Joe Biden

Joe Biden

Foto: AFP

Suche oświadczenie niewiele mówi – prezydent Joe Biden pisze w nim, że chciał startować i wymienia swoje osiągnięcia, a rezygnuje dla partii i kraju; więcej wyjaśni narodowi później. Ale co tu niby wyjaśniać, wszyscy wiemy, dlaczego rezygnuje. Jego szanse na pokonanie Donalda Trumpa w wyborach 5 listopada po pierwszej debacie telewizyjnej mocno stopniały. Gdyby nie zrezygnował, 47. prezydentem USA zostałby Trump. A mimo to ta rezygnacja nie jest wcale naturalna. Gdyby jeszcze godzinę temu ktoś chciał się ze mną założyć, czy Biden zrezygnuje, straciłbym dom i samochód, tak bardzo byłem pewien tego, że nie ustąpi. Bo odpowiedź, że wycofuje się, bo „by przegrał”, to za mało. Dlaczego?

Dlaczego byłem pewien, że Joe Biden nie zrezygnuje

Polityka to nie jest matematyczne równanie. Nawet jeśli wszystkie składowe przemawiały za tym, że Joe Biden powinien ustąpić, to ostateczną decyzję mógł podjąć tylko on sam. A to jest polityczny wojownik z krwi i kości. Tacy jak on idą w zaparte, nie potrafią nie chwytać coraz wyżej, brać coraz więcej. Biden należy do tego rodzaju polityków, którzy nie przechodzą na emeryturę, bo polityka jest całym ich światem.

Senatorem po raz pierwszy został w 1972 r. I tu matematyka jak najbardziej się przyda: 52 lata temu. Całkiem na poważnie: od tego dnia nie zrobił sobie nawet popołudnia urlopu. Amerykańska polityka człowieka zżera całego. Czego by nie robił, przez te 52 lata myślami zawsze był w pracy. To taki rodzaj pochłonięcia polityką, że normalnego człowieka traktującego swoją pracę – przyznajmy uczciwie – dużo zdrowiej, doprowadziłby do trzech zawałów i dwóch wylewów. Żarty, że w polityce wytrzymują tylko ludzie, którzy mają coś z psychopaty, moim zdaniem nie powinny śmieszyć.

Biden rezygnuje: Nie tak łatwo odpuścić, gdy się prawie przeszło grę

Po latach wspinania się w politycznej hierarchii, zostając najpierw wiceprezydentem u Baracka Obamy, a potem kandydatem namaszczonym przez swoją partię nie tyle do stanięcia w szranki prezydenckie, ile wręcz do zbawienia USA – bo tak demokraci przedstawiali wybory prezydenckie 2020 r. – Biden osiągnął wszystko, czyli został 46. prezydentem USA, wygrywając z Donaldem Trumpem.

Czytaj więcej

Joe Biden rezygnuje z kandydowania na prezydenta USA. Wskazał, komu przekazuje poparcie

Ale właśnie, czy naprawdę wszystko? W tej grze nie wystarczy pokonać jednego bossa – prezydentem w końcu można być przez dwie kadencje, dopiero potem kończą się wyzwania i nawet jakby człowiek nie potrafił odpuścić, to musi to zrobić. A Biden oczywiście odpuszczać nie potrafi. Gdy ogłaszał cztery lata temu, że startuje tylko na jedną kadencję, a potem odda stery młodszej Kamali Harris, to przecież tylko naiwniacy mogli w to uwierzyć. Tacy jak on nie odpuszczają, póki nie muszą. To polityk o najwyższym możliwym ego, bo przez ponad 50 lat nie da się w polityce przed jego rozrostem uchronić. I rzeczywiście nie odpuścił. Do czasu. Co się więc takiego stało, że teraz musiał to zrobić?

Na to pytanie nie wystarczy odpowiedzieć, że nie miał innego wyjścia, bo by przegrał. Był o krok, by przejść grę. I jeśli coś wiemy o polityce, to właśnie to, że tacy jak Biden na pewno woleliby zginąć na placu boju, niż uciec przed walką. Ale może odpowiedź jest najprostsza z możliwych: że rzeczywiście zaczęło do niego dochodzić, że to już ponad jego fizyczne siły. W każdym razie: to bardzo odpowiedzialna decyzja, tak rzadka w polityce. A dla Ameryki to na pewno dobrze, że w wyborach wystartuje za niego ktoś młodszy.

Suche oświadczenie niewiele mówi – prezydent Joe Biden pisze w nim, że chciał startować i wymienia swoje osiągnięcia, a rezygnuje dla partii i kraju; więcej wyjaśni narodowi później. Ale co tu niby wyjaśniać, wszyscy wiemy, dlaczego rezygnuje. Jego szanse na pokonanie Donalda Trumpa w wyborach 5 listopada po pierwszej debacie telewizyjnej mocno stopniały. Gdyby nie zrezygnował, 47. prezydentem USA zostałby Trump. A mimo to ta rezygnacja nie jest wcale naturalna. Gdyby jeszcze godzinę temu ktoś chciał się ze mną założyć, czy Biden zrezygnuje, straciłbym dom i samochód, tak bardzo byłem pewien tego, że nie ustąpi. Bo odpowiedź, że wycofuje się, bo „by przegrał”, to za mało. Dlaczego?

Pozostało 82% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Komentarze
Artur Bartkiewicz: Sondaże pokazują, że pogłoski o końcu PiS były przesadzone
Komentarze
Estera Flieger: Donald Tusk, rozliczając Roberta Bąkiewicza, wyciągnął do narodowców pomocną dłoń
Komentarze
Andrzej Łomanowski: Ministrów Ukrainy dopadł „syndrom Załużnego”. Stąd dymisje
Komentarze
Jędrzej Bielecki: Premier Izraela Beniamin Netanjahu gra pokerowo. Może przegrać
Materiał Promocyjny
Aż 7,2% na koncie oszczędnościowym w Citi Handlowy
Komentarze
Michał Szułdrzyński: Polska nieobecna na GlobSec. Czy wyrzekamy się bycia liderem Europy Środkowej?
Materiał Promocyjny
Najpopularniejszy model hiszpańskiej marki