Michał Szułdrzyński: Wojna o ambasadorów szkodzi wszystkim

Rząd Donalda Tuska ma prawo do wysyłania ambasadorów według własnego uznania. Pytanie jednak, czy sposób, w jaki robi to nowa władza, rzeczywiście buduje zaufanie i powagę państwa polskiego.

Publikacja: 15.07.2024 16:37

Radosław Sikorski

Radosław Sikorski

Foto: Materiały Prasowe

Deklaracja Radosława Sikorskiego, że do Waszyngtonu poleci – bez zgody prezydenta – Bogdan Klich, to sygnał, że wojna o ambasadorów rozkręca się w najlepsze. Obecnego ambasadora w USA Marka Magierowskiego, podobnie jak kilku innych, MSZ wezwał do powrotu do końca tego miesiąca. Już wcześniej wezwano Tomasza Szatkowskiego, którego do reprezentowania Polski w NATO wysłał PiS.

Czytaj więcej

Bogdan Klich stanie na czele polskiej ambasady w USA. Wbrew prezydentowi Dudzie

Oczywiście nowa koalicja ma pełne prawo wziąć odpowiedzialność za politykę zagraniczną i prezydent nie powinien tego blokować. Wszak wyłoniona w wyborach 15 października większość złożyła również deklaracje dotyczące zmiany polityki zagranicznej, rząd musi więc mieć możliwość korekty tej polityki poprzez zmiany kadrowe. Konstytucja wymaga tu współdziałania z prezydentem. A jeśli on nie będzie chciał współpracować, rząd może korzystać ze środków awaryjnych – takich jak odwołanie ambasadora i powołanie chargé d’affairs, który pod nieobecność ambasadora kieruje pracami ambasady. Ale to wiąże się z pewnymi kosztami.

Dlaczego rząd odwołał ambasadora przy NATO Tomasza Szatkowskiego

Kłopotem nie jest więc to, że rząd wymienia ambasadorów, ale sposób, w jaki to robi. Przyjrzyjmy się dwóm przypadkom. Pierwszy to sprawa polskiego przedstawiciela przy NATO. Rząd chciał go odwołać przed szczytem NATO. Andrzej Duda się na to nie zgodził, przypominając, że mający objąć to stanowisko Jacek Najder był ambasadorem przy NATO aż do szczytu w Warszawie w 2016 r. i nawet rząd PiS nie chciał go odwoływać w trakcie przygotowania się do tej ważnej imprezy. Jednak obóz władzy zdecydował się na ruch w stylu swoich poprzedników – otóż na Szatkowskiego rzucono cień podejrzeń o współpracę z Rosjanami. Z mównicy sejmowej atakował go osobiście Donald Tusk. Tajne materiały przekazane prezydentowi Andrzej Duda wyśmiał. Ale to jeszcze o niczym nie świadczy. Choć ich powagę podważał na łamach Onetu specjalista od dyplomacji tego serwisu Witold Jurasz.

Na poparcie tez wysuwanych przez KO wypuszczono przeciek o badaniu wariografem, którego miał nie przejść Szatkowski. Ale nie było ono związane z dopuszczeniem do tajemnic państwowych, ale rozgrywką wewnątrz PiS. Sam Szatkowski zapowiedział, że będzie walczył o swoje imię w sądach. Przy okazji doszło do jakiegoś komunikacyjnego paradoksu. Donald Tusk stwierdził, że Tomasz Szatkowski o mało co nie został wiceszefem NATO, a MSZ kolportował wersję, według której nie miał na to żadnych szans. To dobry przykład używania każdego dostępnego argumentu w wojnie ambasadorskiej.

Czytaj więcej

Tomasz Szatkowski chce pozwać Donalda Tuska. „Nieprawdziwe i zmanipulowane oskarżenia”

A co na to dyplomaci innych krajów? Ostatnio jeden z ambasadorów państw NATO w Warszawie w rozmowie ze mną dziwił się temu, co robił rząd. – Mają prawo zmieniać ambasadora. Ale podważanie jego lojalności wobec państwa ośmiesza polskie służby – mówił. I zwrócił uwagę, że w CV Szatkowskiego widnieją studia w szkole wywiadu Wielkiej Brytanii oraz szkole marynarki wojennej USA. – Mamy uwierzyć, że ani Amerykanie, ani Brytyjczycy go nie sprawdzili? Zarzucanie mu dziś Bóg wie czego po prostu naraża powagę polskiego państwa.

Czy Bogdan Klich jest bardziej doświadczonym dyplomatą niż Marek Magierowski?

Innym przykładem jest obsada placówki w Waszyngtonie. Owszem, Marek Magierowski przed rządami PiS pracował jako dziennikarz. Potem jednak zaczął pracę w Kancelarii Prezydenta, został wiceministrem spraw zagranicznych, później ambasadorem w Izraelu. Dopiero następnie został wysłany do USA, gdzie jego misję chwalił nawet Donald Tusk. Ale stanowisko dostał za rządów PiS, koalicja chciała mieć kogoś, do kogo ma zaufanie. I ma do tego prawo.

Klich nie pełnił dotąd żadnej funkcji dyplomatycznej na żadnej placówce. Nie jest to więc zastąpienie partyjnego nominata doświadczonym dyplomatą

Tyle tylko, że argumentem Platformy było to, że PiS wysyłał na placówki osoby niekompetentne, bez doświadczenia dyplomatycznego. A do Waszyngtonu skierowano Bogdana Klicha. Postać zasłużoną w opozycyjni antykomunistycznej, doświadczonego parlamentarzystę, który jednak jako minister obrony nie zapisał się najlepiej. Zdymisjonował go sam Donald Tusk – był jedynym ministrem, który zapłacił stanowiskiem za katastrofę smoleńską. Klich nie pełnił dotąd żadnej funkcji dyplomatycznej na żadnej placówce. Nie jest to więc zastąpienie partyjnego nominata doświadczonym dyplomatą.

Nie tylko na tle ministrów spraw zagranicznych rządów PiS Radosław Sikorski jest gwiazdą. Co więc poszło nie tak?

W dodatku prowadzi to do obniżenia rangi relacji z naszym najważniejszym sojusznikiem, czyli USA. Naprawdę nie było innego sposobu na to, by skutecznie prowadzić naszą dyplomację? Nie da się tu wszystkiego zwalić na niechęć Andrzeja Dudy do współpracy z rządem.

To wszystko jest zaskakujące także dlatego, że Radosław Sikorski jest nie tylko doświadczonym dyplomatą, ale w dodatku jednym z najlepiej ocenianych ministrów obecnego rządu. Jego wystąpienia w zagranicznych mediach czy w ONZ biją w serwisach społecznościowych rekordy popularności. Na tle ministrów spraw zagranicznych w rządach PiS Sikorski jest absolutną gwiazdą dyplomacji. Tym bardziej dziwi, że decyzje kadrowe obecnej koalicji rządowej, zamiast zwiększać rolę naszego państwa, wyglądają jak zabawa w piaskownicy, która ani nie buduje powagi Platformy Obywatelskiej, ani szacunku do polskiego państwa.

Deklaracja Radosława Sikorskiego, że do Waszyngtonu poleci – bez zgody prezydenta – Bogdan Klich, to sygnał, że wojna o ambasadorów rozkręca się w najlepsze. Obecnego ambasadora w USA Marka Magierowskiego, podobnie jak kilku innych, MSZ wezwał do powrotu do końca tego miesiąca. Już wcześniej wezwano Tomasza Szatkowskiego, którego do reprezentowania Polski w NATO wysłał PiS.

Oczywiście nowa koalicja ma pełne prawo wziąć odpowiedzialność za politykę zagraniczną i prezydent nie powinien tego blokować. Wszak wyłoniona w wyborach 15 października większość złożyła również deklaracje dotyczące zmiany polityki zagranicznej, rząd musi więc mieć możliwość korekty tej polityki poprzez zmiany kadrowe. Konstytucja wymaga tu współdziałania z prezydentem. A jeśli on nie będzie chciał współpracować, rząd może korzystać ze środków awaryjnych – takich jak odwołanie ambasadora i powołanie chargé d’affairs, który pod nieobecność ambasadora kieruje pracami ambasady. Ale to wiąże się z pewnymi kosztami.

Pozostało 83% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Komentarze
Artur Bartkiewicz: Sondaże pokazują, że pogłoski o końcu PiS były przesadzone
Komentarze
Estera Flieger: Donald Tusk, rozliczając Roberta Bąkiewicza, wyciągnął do narodowców pomocną dłoń
Komentarze
Andrzej Łomanowski: Ministrów Ukrainy dopadł „syndrom Załużnego”. Stąd dymisje
Komentarze
Jędrzej Bielecki: Premier Izraela Beniamin Netanjahu gra pokerowo. Może przegrać
Materiał Promocyjny
Aż 7,2% na koncie oszczędnościowym w Citi Handlowy
Komentarze
Michał Szułdrzyński: Polska nieobecna na GlobSec. Czy wyrzekamy się bycia liderem Europy Środkowej?
Materiał Promocyjny
Najpopularniejszy model hiszpańskiej marki