Ukraina, której trzeba pomóc. Rosja, której nie można ustąpić, NATO, które jest najważniejszym sojuszem militarnym, właśnie poszerzonym o Szwecję. I rywal, niewymieniony z imienia i nazwiska Donald Trump, który tego wszystkiego nie rozumie.
Od tego zaczął swoje orędzie Joe Biden. Wystąpił jako świadomy historycznego wyzwania przywódca najważniejszego mocarstwa. W obronie wolnego świata, który jest zagrożony. Także dlatego, że zwolennicy Trumpa blokują w Kongresie przekazanie wielomiliardowej pomocy dla walczącej Ukrainy.
- Ukraina nie prosi o wysłanie amerykańskich żołnierzy, lecz o broń, i o to, byśmy stali u jej boku — Biden mówił to, co wydaje się oczywiste. Ale jeżeli chodzi o amerykańskie wsparcie militarne dla Ukrainy w najtrudniejszym momencie wojny, wciąż nie może się stać faktem.
Ameryka Joe Bidena nie ugina się przed Władimirem Putinem
Biden pokazał, na czym polega różnica między Ameryką pod jego przywództwem, a tą, której może znowu przewodzić Trump. Ta pierwsza nie ugina się przed Putinem, druga tak. Pierwsza mówi „nie porzucimy Ukrainy”, druga niekoniecznie. Czy to jednak wystarczy do zwycięstwa Bidena w wyborach prezydenckich za osiem miesięcy? Na razie sondaże nie są bardzo łaskawe dla urzędującego prezydenta.
Czytaj więcej
W weekend w USA ukazały się cztery sondaże dotyczące poparcia dla Donalda Trumpa i Joe Bidena w wyborach prezydenckich, które odbędą się w listopadzie 2024 roku.