– Powinni siedzieć w więzieniu i to przez długie lata. Ci mentalni ubecy, moralne zera inwigilowały swoje ofiary w sposób kompletnie nieuzasadniony – tymi słowami Sławomir Mentzen skomentował w Sejmie inwigilację opozycji za rządów PiS za pomocą oprogramowania Pegasus. Lider Konfederacji skrytykował obóz Jarosława Kaczyńskiego, zarzucając mu podsłuchiwanie przeciwników politycznych i wskazał, że inwigilowany mógł być każdy.
Co powiedział Sławomir Mentzen podczas debaty w Sejmie?
– Pegasus został stworzony po to, żeby tropić sprawców najcięższych przestępstw: morderców, pedofili, terrorystów, zorganizowane grupy przestępcze. Tymczasem okazuje się, że Polska jest niesamowicie spokojnym i bezpiecznym państwem, gdzie nie ma żadnych groźnych bandziorów, gdzie nie ma żadnej zorganizowanej przestępczości. Nikt nikogo nie porywa, nie morduje, nie gwałci, nikt nie ustawia wielkich przetargów, nikt nie kupuje ustaw. Nic złego się nie dzieje i znudzone tym służby, tym spokojem, tym bezpieczeństwem, tą praworządnością, wzięły się za inwigilowanie polityków opozycji – szydził Mentzen.
Z przewodniczącym Nowej Nadziei zgadzają się nawet ci, którzy Konfederację programowo krytykują. Z drugiej strony, trudno nie zgadzać się kimś, kto oburza się na inwigilowanie podczas kampanii wyborczej szefa sztabu największej partii opozycyjnej, adwokatów czy rolniczego działacza. Praktyki za rządów PiS muszą oburzać każdego, kto ceni demokrację i transparentność. Afera Pegasusa pokazuje, że PiS nadużył władzy i wykorzystał ją dla celów politycznych, czy wręcz partyjnych. Jednak w przypadku Mentzena zaskakuje nie tyle „oczywista oczywistość" opowiedzenia się po uczciwej stronie , ale moment i styl. One dużo mówią o liderze Konfederacji i jego politycznym położeniu.
Czy Konfederacja właśnie zmienia front?
Mentzen w czasie kampanii wyborczej nie zapowiedział jednoznacznie, że Konfederacja nie będzie współpracować z PiS, jeśli partia Kaczyńskiego będzie znowu rządzić. Co prawda odżegnywał się od wchodzenia w koalicję, wiedząc jak skończyła Samoobrona i LPR, ale tajemnicą poliszynela było, że Konfederacja liczyła na partycypowanie w rządzeniu w zamian za posady. Konfederacja nie mogła powiedzieć w kampanii, że weszłaby w koalicję z PiS, bo wyborcy odwróciliby się od niej i z tego samego powodu nie mogliby jej tworzyć. W dodatku partia Jarosława Kaczyńskiego jest niczym modliszka wobec swoich partnerów. Konfederacja liczyła na więcej mandatów w parlamencie i cichą współpracę z PiS.