Jeśli najważniejszemu politykowi opozycji z racji sprawowanej funkcji przewodniczącego partii cokolwiek może grozić, bez wątpienia powinien być chroniony. I dobrze, że mimo głębokich politycznych podziałów rządzące krajem PiS Tuskowi ochronę przyznało. Ale równocześnie to fatalna wiadomość, bo pokazuje, jak daleko zaszły polityczne emocje, jak rozpleniła się polityczna nienawiść, jeśli bezpieczeństwo Donalda Tuska było zagrożone do tego stopnia, że trzeba było przyznać mu oficera ochrony. Jeśli uświadomimy sobie, że to wszystko dzieje się dziesięć miesięcy przed wyborami, strach pomyśleć, co będzie działo się tuż przed dniem elekcji.
Dlatego warto, by wszyscy wyciągnęli z tej sytuacji wnioski. Przede wszystkim obóz władzy. Jeśli PiS nie chce zachowywać się jak strażak piroman, który najpierw podpala las, a następnie przyjeżdża go gasić, powinien zatrzymać kampanię hejtu, jaką przeciw Tuskowi prowadzi TVP. Wynalazca pisowskiego przemysłu nienawiści wobec opozycji nie pracuje już na Woronicza od kilku miesięcy, ale jego następcy dumnie kontynuują to propagandowe dzieło niszczenia narodowej wspólnoty. A pojęcie dobra wspólnego, do którego lubi się odwoływać PiS, jest całkowitym przeciwieństwem rosnącej polaryzacji, coraz ostrzejszego i coraz bardziej totalnego konfliktu politycznego. PiS nie może więc opowiadać o tym, że odbudowuje społeczną solidarność, jeśli swoją propagandą sieje nienawiść i konflikt, jeśli politykom opozycji stawia najcięższe zarzuty narodowej zdrady czy działania w interesie obcych państw.
Czytaj więcej
Służby mogą w każdej chwili zacząć inwigilować otoczenie szefa opozycji. Ochrona Donalda Tuska przez SOP budzi wątpliwości.
Niestety, nie mam zbytnich złudzeń, że to się zmieni. Obawiam się, że nie po to PiS przekazało w roku wyborczym kolejne miliardy na telewizję publiczną, by teraz walczyć o standardy debaty czy kulturę polityczną. We wszystkich wypowiedziach politycy tej partii zapewniają, że szykują się do najważniejszego boju po 1989 r., a skoro tak, to dozwolone będą już wszystkie chwyty.