Czytaj więcej
2 sierpnia w Tajpej wylądował samolot ze spikerką Izby Reprezentantów Nancy Pelosi - była to pierwsza amerykańska wizyta tak wysokiego szczebla na Tajwanie od 1997 roku, gdy na wyspie przebywał ówczesny spiker Izby Reprezentantów Newt Gingrich. Przeciwko wizycie zdecydowanie protestowały Chiny.
O wojnie z terroryzmem islamskim prawie wszyscy już zapomnieli. A zwłaszcza o Al-Kaidzie. Powoli zapominali też o Afganistanie, z którego Amerykanie i ich sojusznicy wycofali się rok temu po dwóch dekadach. Zapominali o talibach, którzy przejęli tam pełnię władzy, a przed laty dali się poznać jako ci, co dali gościnę Osamie bin Ladenowi, najważniejszemu terroryście świata.
Ostatnio bardziej zagrażał światu klon Al-Kaidy – ISIS, ale to ostatnio i tak było parę lat temu, nawet przed pandemią koronawirusa. Epoki się szybko zmieniają, a ta, w której przerażała i przyciągała uwagę Al-Kaida, wydaje się niemal prehistorią. Wtedy poza środkowo-wschodnimi Europejczykami nikt się nie bał Rosji, a oprócz wielbiących niepodległość Tajwańczyków nikt raczej nie zakładał, że przywódca Chin postawi sobie pilne zadanie: „zjednoczenia” chińskich ziem.
I nagle Al-Kaida wróciła. A ściślej: wróciła amerykańska wojna z Al-Kaidą. Kiedy Europa kładła się w poniedziałek spać, prezydent Joe Biden oświadczył, że sprawiedliwość dosięgnęła przywódcę Al-Kaidy, następcę Osamy bin Ladena – Ajmana az-Zawahiriego. Amerykanie zlikwidowali go w Kabulu, gdzie przebywał w gościnie u talibów. Niespodziewany sukces Bidena, niespodziewany sukces Ameryki.
Czytaj więcej
Likwidacja następcy Osamy bin Ladena niewiele zmienia w walce USA z islamskim terroryzmem. Dla Joe Bidena jest sukcesem, który stara się wykorzystać w polityce wewnętrznej.